Rz: Polska w tym roku stała się największym odbiorcą mołdawskich win. Jak wina z krajów regionu Morza Czarnego mają się do tych produkowanych na Zachodzie?
Marek Jarosz: Mołdawia, z którą kiedyś przecież graniczyliśmy, jest jednym z najstarszych krajów winiarskich. Podobnie jak Gruzja, która jest wiodącym państwem, jeżeli chodzi o eksport win z tego regionu – ten kraj z dumą dzierży tytuł kolebki wina, co jest zgodne z prawdą: ponad 6 tys. lat udokumentowanych zbiorów wina. Żadne inne państwo nie jest w stanie poszczycić się taką historią.
Jednak w czasach komunizmu zachodnie winiarstwo trochę odskoczyło od tych krain poziomem.
Europę najszybciej nadgoniła Gruzja. Bardzo pomogło jej w tym embargo ze strony Moskwy, które zablokowało import gruzińskich win do Rosji. A to był przecież najważniejszy kierunek eksportowy tego kraju, dla którego winiarstwo stanowi podstawę gospodarki. Trudno im było się z tego otrząsnąć, ale w końcu zmobilizowało to Gruzinów, by poprawić jakość swych trunków, i dziś ich wysokiej klasy wina świetnie sobie radzą na europejskich rynkach.
Mieliśmy dostęp do win z tego regionu w czasach PRL?