Francuzi muszą poprawić offset

Decyzje w sprawie śmigłowców dla armii zależą od jakości oferty przemysłowej Airbus Helicopters – zapewnia MON.

Aktualizacja: 18.07.2016 09:44 Publikacja: 17.07.2016 19:39

Francuski caracal nadal czeka na rządowe decyzje.

Francuski caracal nadal czeka na rządowe decyzje.

Foto: materiały prasowe

Ale to tylko część prawdy w sprawie losów przetargu na dostawę 50 helikopterów wielozadaniowych dla wojska za 13,4 mld zł.

– Negocjacje offsetowe trwają – twierdzi resort rozwoju, który odpowiada za uzgodnienie zobowiązań kompensacyjnych towarzyszących największemu obecnie przetargowi w armii.

Nasze źródło w rządzie – który gospodarcze rozmowy z Francuzami otoczył ścisłą tajemnicą – zapewnia stanowczo: offset negocjujemy w dobrej wierze, nie szukamy pretekstu do zerwania transakcji.

Przypomnijmy – rząd Ewy Kopacz już ponad rok temu wynegocjował z Airbus Helicopters umowę dostawy caracali i ją parafował. Jednak ostateczne jej zawarcie zależy dziś od podpisania umowy offsetowej przez ministra rozwoju Mateusza Morawieckiego.

Jak udało się nam ustalić, rozpoczęte we wrześniu zeszłego roku negocjacje offsetowe, po przerwie na zmianę rządu, wznowiono po wyborach jeszcze w grudniu 2015 r.

– Z Francuzami rozmawia się bardzo trudno, na początku bagatelizowali nasze oczekiwania i zachowywali się tak, jakby kontrakt mieli już w kieszeni, bo po wyeliminowaniu konkurentów: PZL Mielec/Sikorsky Aircraft i PZL Świdnik/Agusta Westland (dziś Leonardo/ Finmeccanica) sami zostali na placu boju – mówi urzędnik resortu rozwoju.

Sytuacja i nastawienie Airbusa się jednak zmieniło. – Teraz już jest jasne, że polska strona dobrze wie, o co walczy i co chciałaby ugrać – mówi nasz informator. Twierdzi, że w negocjacjach dostrzega postęp.

Producent caracali w oświadczeniu przesłanym „Rzeczpospolitej" także zapewnia, że Airbus Helicopters „w pełni angażuje się w trwające rozmowy z Ministerstwem Rozwoju". – Naszym celem jest zapewnienie Polsce oferty współpracy przemysłowej, zgodnie z naszym zobowiązaniem Made in Poland (produkcja w Polsce). Na obecnym etapie rozmów nie możemy przekazać szczegółowych informacji o ich postępach – stwierdza producent.

Mimo korzystnego obrotu spraw w procesie uzgadniania kompensat, wcale nie zanosi się na rychłe podpisanie umowy. – Każda duża transakcja związana z zakupem za granicą broni ma charakter polityczny, nie inna też będzie decyzja Antoniego Macierewicza i rządu – mówi Jerzy Gruszczyński, ekspert militarny, szef fachowego pisma „Lotnictwo".

Ważne są relacje sojusznicze, kluczowa – sytuacja budżetu państwa, którego nie stać już na forsowne, publiczne wydatki. Zmieniają się też wojskowe priorytety: setki milionów złotych potrzeba na sfinansowanie budowy Obrony Terytorialnej, a dziesiątki miliardów na kosztowną budowę rakietowej tarczy powietrznej. Do tego w armii nie brak głosów, że przy obecnych zagrożeniach na wschodniej flance NATO pilniejsze od zakupu wielozadaniowych śmigłowców jest zamówienie kilkudziesięciu helikopterów uderzeniowych.

Nie bez znaczenia dla finalnych rozstrzygnięć w sprawie caracali jest też fakt, że szef resortu obrony Antoni Macierewicz i odpowiadający za modernizację sił zbrojnych wiceminister Bartosz Kownacki jeszcze kilka miesięcy temu nie ukrywali zastrzeżeń do decyzji ministra Tomasza Siemoniaka i wiceministra Czesława Mroczka, swoich poprzedników w MON.

Zdaniem obecnego szefa MON podstawową wadą postanowienia o utrzymaniu w grze jednego oferenta jest nieuwzględnienie faktu, iż w kraju nie gorsze helikoptery oferują firmy, które już mają w Polsce zakłady (chodzi o PZL Mielec i PZL Świdnik zatrudniające tysiące pracowników).

To zresztą niejedyny mankament ubiegłorocznych decyzji gabinetu PO–PSL. Zarówno wojskowi, jak i eksperci podnosili, że błędem było już samo przyjęcie założenia, że różne specjalistyczne warianty helikopterów – te przystosowane do zwalczania okrętów podwodnych, bojowego ratownictwa czy transportowe – uda się stworzyć, wykorzystując jedną platformę.

W obliczu niejednoznacznego stanowiska MON, w nadziei na unieważnienie przetargu, do szturmu ruszyli przedstawiciele wykluczonych z postępowania spółek, które konkurowały z Airbus Helicopters: WSK Świdnik/Leonardo Fimeccanica, a także producenta black hawków – PZL Mielec (dziś w składzie amerykańskiego giganta zbrojeniowego Lockheed Martin).

Szefowie zakładów śmigłowcowych w Świdniku (oferowały w przetargu maszyny AW149, sprzęt nowej konstrukcji – MON w 2015 r. skreśliło ofertę, bo producent zaproponował zbyt późny termin dostaw) zaskarżyły wybór caracali w sądzie, ale protest został oddalony.

PZL Mielec w pierwszym rozdaniu przetargowym przepadł , bo – zdaniem kierownictwa MON – proponował śmigłowce nieuzbrojone. W tym roku podkarpacka firma i Lockheed Martin ruszyli do ofensywy, proponując uzbrojone wersje produkowanych w kraju maszyn linii S-70. Nowe mieleckie black hawki, wyposażone w nowoczesny oręż na wzór maszyn wykorzystywanych przez siły specjalne US Army, proponowane są teraz polskiej armii jako helikoptery bojowego wsparcia. Krajowe zamówienie ułatwiłoby im zapewne sukces eksportowy.

Ale to tylko część prawdy w sprawie losów przetargu na dostawę 50 helikopterów wielozadaniowych dla wojska za 13,4 mld zł.

– Negocjacje offsetowe trwają – twierdzi resort rozwoju, który odpowiada za uzgodnienie zobowiązań kompensacyjnych towarzyszących największemu obecnie przetargowi w armii.

Pozostało 94% artykułu
2 / 3
artykułów
Czytaj dalej. Subskrybuj
Biznes
Wielkie firmy zawierają sojusz kaucyjny. Wnioski do KE i UOKiK
Biznes
KGHM zaktualizuje strategię i planowane inwestycje
Biznes
Rośnie znaczenie dobrostanu pracownika
Materiał partnera
Handel z drugiej ręki napędza e-commerce
Materiał partnera
TOGETAIR 2024: drogi do ocalenia Ziemi