Rzeczpospolita: Donald Trump będzie siódmym urzędującym amerykańskim prezydentem odwiedzającym Polskę. Pierwszy był Richard Nixon w 1972 roku. Jak wizyty przywódców USA były odbierane w czasach PRL?
Zbigniew Lewicki: Przede wszystkim były argumentem dla władz komunistycznych, które dzięki nim chciały potwierdzić swoją wiarygodność i prawo do rządzenia krajem. Z kolei Polacy obserwowali te wizyty z entuzjazmem – wychodzili na ulice i machali amerykańskimi chorągiewkami, co rzadko można było robić bez konsekwencji. Prezydenci USA wychodzili wtedy do ludzi, spacerowali po ulicach. To było zupełnie co innego niż przy wizytach sowieckich przywódców. Ale trzeba zaznaczyć, że niektóre z tych podróży miały fatalne skutki dla samych amerykańskich prezydentów.
Dlaczego?
Tak stało się np. z prezydentem Geraldem Fordem. Podczas debaty wyborczej z Jimmym Carterem dwukrotnie podkreślił, że niedawno był w Polsce i jest pewien, że nie ma tam żadnej dominacji sowieckiej. Carter wygrał, ale on też zaliczył wpadkę. Kiedy przyleciał do Warszawy, zdecydował się na wygłoszenie przemówienia, które miało być transmitowane na żywo w telewizji. Prezydent miał własnego tłumacza, który – mówiąc delikatnie – niezbyt dobrze znał język polski i przetłumaczył wypowiedziane na powitanie przez Cartera zdanie: „Kiedy dziś rano wyemigrowałem z Ameryki, poczułem nagłą żądzę do Polski".
Z kolei Ronald Reagan był pierwszym prezydentem od czasów Nixona, który nie odwiedził Polski.