Zakład Ubezpieczeń Społecznych przygotował krótkoterminową prognozę na najbliższe pięć lat. Trafiła już na biurko Elżbiety Rafalskiej, minister rodziny, pracy i polityki społecznej, a także Teresy Czerwińskiej, minister finansów. Płyną z niej wnioski bardzo alarmujące dla rządu.
Deficyt wzrośnie
ZUS zakłada, że do 2023 r. populacja Polaków w wieku produkcyjnym (mężczyźni w wieku 18–64 lata i kobiety w wieku 18–59 lat) zmaleje o przeszło 1,1 mln osób. O 1 mln osób wzrośnie zaś liczba emerytów pobierających świadczenia z ZUS. Ciągle będzie rósł deficyt Funduszu Ubezpieczeń Społecznych. W myśl umiarkowanej prognozy wyniesie on w przyszłym roku 48,5 mld zł, a w 2023 r. już 58,1 mld zł. W wariancie pesymistycznym już w przyszłym roku deficyt zwiększy się do 57,6 mld zł, a za pięć lat poszybuje do 77,3 mld zł.
Powodem tego stanu jest nie tylko wchodzący w ustawowy wiek emerytalny powojenny wyż demograficzny, ale także obniżenie wieku emerytalnego. Z danych ZUS wynika, że po reformie przepisów od października zeszłego roku do początku grudnia na świadczenia przeszło 700 tys. osób. Przeszło połowa z nich zrezygnowała z tego powodu z pracy. Pozostałym dopiero przejście na garnuszek państwa zapewniło stały przypływ dochodów.
Niższe wypłaty
Reforma wieku emerytalnego ma także negatywny wpływ na wysokość świadczeń, jakie uzyskują emeryci. Przykładowo w marcu tego roku przeciętna emerytura z ZUS wynosiła 2172,00 zł, w kwietniu 2165,17 zł, w maju 2164,63 zł, a w czerwcu i lipcu odpowiednio 2162,25 zł i 2161,32 zł. Przeciętna emerytura wypłacana przez ZUS zaczęła rosnąć dopiero od sierpnia i w październiku wyniosła już 2187,47 zł.
– W długiej perspektywie dla państwa malejące świadczenia będące skutkiem zarówno obniżenia wieku emerytalnego, jak i zmiany sposobu obliczania emerytur są bardzo opłacalne, bo po początkowej kumulacji kosztów wynikających z wypłaty emerytur starszym rocznikom za kilkanaście lat zmniejszy to obciążenia funduszu emerytalnego przy wzroście obciążeń budżetu związanym z wypłatą minimalnych emerytur – zauważa dr Tomasz Lasocki z Katedry Prawa Ubezpieczeń na Uniwersytecie Warszawskim. I dodaje: – Dla większości ubezpieczonych będzie to oznaczało konieczność dorabiania do niskiego świadczenia.