To w Austrii porażkę w wyborach prezydenckich poniósł w grudniu ubiegłego roku populista Norbert Hofer z Wolnościowej Partii Austrii FPÖ. Potem sromotnie przegrali skrajni prawicowcy z Partii Wolności Geerta Wildersa w Holandii oraz Marine Le Pen we Francji.
Obecnie jednak w Austrii populiści mają wielkie szanse na wejście do rządu w wyniku zapowiedzianych na 15 października przedterminowych wyborów parlamentarnych. Niezwykłość obecnej sytuacji polega na tym, że niemal pewny z obecnego punktu widzenia współudział w przyszłym rządzie nie będzie zasługą FPÖ.
Populiści systematycznie tracą poparcie wyborców i nie zajmują już pierwszego miejsca w sondażach. Paradoksalnie to właśnie otwiera im drogę do współudziału w przyszłej koalicji rządowej.
Dopóki prawicowi populiści królowali w sondażach, partie obecnej koalicji rządowej (socjaldemokratyczna SPÖ oraz chadecka ÖVP) nie odważyły się na jej zerwanie, zdając sobie sprawę, czym to grozi. Ale od kilku miesięcy na czele znajduje się już chadecja z ÖVP ze sporą przewagą nad innymi ugrupowaniami.
Kieruje nią najbardziej obecnie popularny polityk w Austrii, 30-letni minister spraw zagranicznych Sebastian Kurz. Jest absolutnym fenomenem na scenie politycznej.