Sebastian Kurz może zostać najmłodszym przywódcą Austrii

Po 17 latach FPÖ szykuje się do powtórki z historii i udziału w koalicji rządowej.

Aktualizacja: 21.07.2017 22:53 Publikacja: 21.07.2017 00:01

Sebastian Kurz może zostać najmłodszym przywódcą kraju w historii Unii Europejskiej

Sebastian Kurz może zostać najmłodszym przywódcą kraju w historii Unii Europejskiej

Foto: PAP/EPA

To w Austrii porażkę w wyborach prezydenckich poniósł w grudniu ubiegłego roku populista Norbert Hofer z Wolnościowej Partii Austrii FPÖ. Potem sromotnie przegrali skrajni prawicowcy z Partii Wolności Geerta Wildersa w Holandii oraz Marine Le Pen we Francji.

Obecnie jednak w Austrii populiści mają wielkie szanse na wejście do rządu w wyniku zapowiedzianych na 15 października przedterminowych wyborów parlamentarnych. Niezwykłość obecnej sytuacji polega na tym, że niemal pewny z obecnego punktu widzenia współudział w przyszłym rządzie nie będzie zasługą FPÖ.

Populiści systematycznie tracą poparcie wyborców i nie zajmują już pierwszego miejsca w sondażach. Paradoksalnie to właśnie otwiera im drogę do współudziału w przyszłej koalicji rządowej.

Dopóki prawicowi populiści królowali w sondażach, partie obecnej koalicji rządowej (socjaldemokratyczna SPÖ oraz chadecka ÖVP) nie odważyły się na jej zerwanie, zdając sobie sprawę, czym to grozi. Ale od kilku miesięcy na czele znajduje się już chadecja z ÖVP ze sporą przewagą nad innymi ugrupowaniami.

Kieruje nią najbardziej obecnie popularny polityk w Austrii, 30-letni minister spraw zagranicznych Sebastian Kurz. Jest absolutnym fenomenem na scenie politycznej.

Osiem lat temu został szefem młodzieżowej organizacji ÖVP. Rzucił wtedy studia prawnicze. Dwa lata później został sekretarzem ds. integracji, a więc swego rodzaju ministrem niewchodzącym w skład rządu. Po kolejnych dwu latach został szefem austriackiej dyplomacji, będąc najmłodszym ministrem sprawa zagranicznych na świecie. Do tego resortu włączono wtedy sprawy imigracji. Zabłysnął dwa lata temu, gdy do Austrii przybyła pierwsza fala, domagając się budowy murów granicznych i zamknięcia wszelkimi sposobami szlaku bałkańskiego.

Od tego czasu Sebastian Kurz jest nadzieją ÖVP. W maju tego roku objął przewodnictwo partii i objawił, że jeszcze w tym roku będzie kanclerzem, zrywając koalicję rządową. Jego ugrupowanie ma największe szanse na sukces wyborczy, cieszy się obecnie 35-proc. poparciem. Zdystansowało więc partnera koalicyjnego (24 proc.) oraz populistów z FPÖ (24 proc.).

– Oznacza to, że po wyborach nie ma mowy o powrocie do obecnej koalicji i wszystko wskazuje na to, że Sebastian Kurz jest gotów współrządzić z FPÖ – tłumaczy „Rzeczpospolitej" Peter Hajek z wiedeńskiego think tanku Public Opinion Strategies. Nie dostrzega większych różnic w programach obu partii. Sprowadzają się w zasadzie do spraw ekonomicznych, gdyż FPÖ, jak na prawdziwych populistów przystało, walczy o przywileje socjalne pracowników i opowiada się za interwencją państwa w gospodarkę.

W najważniejszej obecnie w Austrii sprawie, jaką jest problem imigrantów, obie partie są za deportacją nielegalnych przybyszów, budową w Libii obozów dla uchodźców, zakazem noszenia burki i nikabu w miejscach publicznych, zerwaniu negocjacji akcesyjnych UE–Turcja czy zakazem finansowania meczetów i imamów z funduszy zagranicznych.

To dobry fundament dla wspólnych rządów.

Pozostaje sprawa reakcji UE. W 2000 r., gdy kierowana przez Jörga Haidera FPÖ weszła do koalicji z ÖVP, Unia zastosowała w proteście ostracyzm dyplomatyczny Austrii. Trwał kilkanaście miesięcy i nie doprowadził do zerwania koalicji, która trwała do 2006 r.

– W obecnej sytuacji rzeczą niewyobrażalną byłoby spodziewać się podobnej reakcji Brukseli. W UE już dawno zdano sobie sprawę, że był to błąd. Poza tym, bojkot Austrii nie wchodzi w grę, gdyż musiałby tym bardziej dotknąć Węgier i Polski, gdzie występują poważne problemy z demokracją – mówi Peter Hajek. W końcu populiści są legalnie działającą partią prawicową.

Są też w koalicji w Burgenlandzie, jednym z dziewięciu krajów związkowych, w którym od dwu lat funkcjonuje koalicja socjaldemokratów i populistów. Jest więc teoretycznie możliwa na szczeblu federalnym po październikowych wyborach. SPÖ jest podzielona i nie brak w jej szeregach zwolenników współpracy ze spadkobiercami Jörga Haidera. To on przed laty uczynił neofaszystowską FPÖ tym, czym jest dzisiaj. Przed śmiercią doprowadził do podziału partii i jej obecny szef Heinz-Christian Strache jest politykiem nieco bardziej umiarkowanym.

– Do wyborów wyniki sondaży mogą się jeszcze mocno zmienić i nie wiadomo, jaka będzie ostatecznie konstelacja rządowa – przypomina „Rz" Hannes Swododa, były szef socjalistów w Parlamencie Europejskim. Nie można więc wykluczyć, że to Strache zostanie kanclerzem, gdyby jego partii udało się poprawić sondaże i gdyby SPÖ zdecydowała się na koalicję z populistami.

To w Austrii porażkę w wyborach prezydenckich poniósł w grudniu ubiegłego roku populista Norbert Hofer z Wolnościowej Partii Austrii FPÖ. Potem sromotnie przegrali skrajni prawicowcy z Partii Wolności Geerta Wildersa w Holandii oraz Marine Le Pen we Francji.

Obecnie jednak w Austrii populiści mają wielkie szanse na wejście do rządu w wyniku zapowiedzianych na 15 października przedterminowych wyborów parlamentarnych. Niezwykłość obecnej sytuacji polega na tym, że niemal pewny z obecnego punktu widzenia współudział w przyszłym rządzie nie będzie zasługą FPÖ.

Pozostało 87% artykułu
2 / 3
artykułów
Czytaj dalej. Subskrybuj
Polityka
Przywódcy Belgii i Czech ostrzegają UE przed rosyjską dezinformacją
Polityka
Ban dla TikToka razem z pomocą Ukrainie i Izraelowi. Kongres USA uchwala przepisy
Polityka
Kaukaz Południowy. Rosja się wycofuje, kilka państw walczy o wpływy
Polityka
USA i Wielka Brytania nakładają nowe sankcje na Iran. „Jesteśmy o krok od wojny”
Materiał Promocyjny
Jak kupić oszczędnościowe obligacje skarbowe? Sposobów jest kilka
Polityka
Nie puszczają urzędników nawet na Białoruś. Moskwa strzeże swoich tajemnic