"Chcemy europejskiej Albanii" - skandowali demonstrujący. Opozycja zarzuca premierowi kraju dopuszczenie się oszustw wyborczych i korupcji. Slogan "Chcemy europejskiej Albanii" towarzyszył Albańczykom w 1990 roku, w momencie obalania komunizmu w kraju.
Od lutego zwolennicy opozycji domagają się przedterminowych wyborów. W tym samym czasie opozycyjni parlamentarzyści nie biorą udziału w pracach parlamentu.
W czasie sobotniej demonstracji część jej uczestników - w tym grupa zamaskowanych osób - obrzuciła kancelarię szefa rządu koktajlami Mołotowa, petardami i farbą. Demonstranci przenieśli się następnie pod parlament.
W trakcie demonstracji rannych zostało kilkunastu policjantów i kilku uczestników protestu.
Pod kancelarią premiera lider opozycyjnej Partii Demokratycznej Luzlim Basha zapowiedział, że wystąpienia antyrządowe będą trwały tak długo, jak długo rząd będzie oddalał Albanię od Europy.
- Jesteśmy tu, by wyzwolić Albanię od przestępczości i korupcji, aby uczynić Albanię taką, jaka jest reszta Europy - mówił Basha do kilkutysięcznego tłumu.
Policja na użycie przez demonstrantów bomb zapalających i petard odpowiedziała rozpyleniem gazu łzawiącego i armatkami wodnymi.
Premier Rama oskarżył opozycję o to, że jej działania nie szkodzą jego rządowi, lecz całemu krajowi.
Ambasada USA w Albanii wydała oświadczenie, w którym podkreśla, iż agresywne protesty nie służą umacnianiu demokracji w Albanii.