I trudno jest uwierzyć zarówno tym, którzy mówią, że nie ma tu żadnej tajemnicy, jak i całemu tłumowi tych, którzy podają jej rozwiązanie. Pierwsi twierdzą, że Benedykt XVI czegoś nie doczytał, pomylił się, albo też wprowadzono go w jakiś teologiczny lub proceduralny błąd, w którym trwa od prawie już ośmiu lat. Drudzy powołują się na dawne proroctwa albo własne mistyczne wizje. Benedykt miałby w nich pełnić rolę Katechona, powstrzymującego nadejście Antychrysta. Póki żyje – a to od niedawna najstarszy papież w historii – czasy ostateczne nie wejdą w swoją końcową fazę. Jednym i drugim należy chyba odpowiedzieć to samo: być może. Być może tak jest. Ale trudno stwierdzić co jest stąpaniem po bardziej ruchliwych piaskach: opieranie się na prywatnych objawieniach czy założenie teologicznych braków w wykształceniu Josepha Ratzingera.