Kosmiczni turyści czekają na lot na Księżyc

Przybywa firm, które chcą wysłać turystów w kosmos. Wydawać by się mogło, że branżę czeka świetlana przyszłość. Problem w tym, że od ośmiu lat nikt komercyjnie w kosmos nie poleciał, bilety na taką wyprawę są horrendalnie drogie, a termin kolejnej pozostaje nieznany.

Aktualizacja: 09.11.2017 16:05 Publikacja: 09.11.2017 11:42

Foto: Getty Images

Gdyby branża kosmiczna przyznawała nagrody w kategorii „szalony wizjoner", tegoroczną edycję wygrałby Elon Musk. Miliarder rodem z RPA ogłosił, że do końca 2018 roku jego firma Space X wyśle turystów w tygodniową wycieczkę dookoła Księżyca. Spółka Muska pracuje też nad zorganizowaniem prywatnej wyprawy kosmicznej na Marsa. Człowiek, który się tego wszystkiego podejmie, musi być szalony, ale w branży nowych technologii to komplement, bo tylko szaleniec zechciałby zaryzykować dorobek całego życia w imię ogólnie pojętego postępu. Na korzyść Muska przemawiają jego dotychczasowe osiągnięcia. W końcu gdy zakładał PayPala czy Teslę, za plecami słyszał podobne pokpiwania, a dziś obydwie firmy są globalnymi liderami w swoich branżach.

Plan wycieczki według Space X wygląda następująco: z Centrum Kosmicznego na przylądku Canaveral wystartuje rakieta Falcon Heavy, która wyniesie w przestrzeń kosmiczną kapsułę Dragon 2. Na wysokości powyżej linii Karmana (umowna granica kosmosu na wysokości 100 km nad poziomem morza) kapsuła odłączy się i ruszy w trwającą tydzień podróż dookoła Srebrnego Globu. Okrąży go co najmniej raz, po czym zawróci w kierunku Ziemi. To na pokładzie Dragona 2 znajdą się szczęśliwcy, dla których będzie to z pewnością przygoda życia. Wiadomo o nich tylko tyle, że to „nikt z Hollywood", ale jak podkreślił Musk, pasażerowie będą „podróżować szybciej i dalej w głąb przestrzeni kosmicznej niż ktokolwiek przed nimi".

Nie wystarczy zapłacić, by odbyć te przygodę życia. Kosmiczni turyści będą musieli przejść szereg testów i treningów, które przygotują ich do wyjątkowej misji. Twórca Tesli przyznał, że lot może być ryzykowny, dlatego specjaliści ze Space X intensywnie pracują nad zminimalizowaniem ewentualnych zagrożeń. W tym celu rakieta Falcon ma odbyć kilka bezzałogowych lotów testowych (wszystkie dotychczasowe zakończyły się sukcesem).

Jeśli dojdzie do zapowiadanego lotu, będzie to pierwsza wyprawa człowieka na Księżyc od ponad 45 lat. Jako ostatni byli tam członkowie załogi Apollo 17 w 1972 roku. Pozostaje jednak wątpliwość, czy w ogóle do niej dojdzie, bo w ciągu ostatnich kilku lat na Księżyc wybierało się wiele prywatnych firm. Jak do tej pory nikomu się nie udało.

Przygoda życia

Pod względem technologicznym podróż na Księżyc nie jest dziś żadną przeszkodą. Planowane są przecież załogowe loty na Marsa, a niedawno posadziliśmy satelitę na przelatującej komecie. Problem w tym, że gigantyczne koszty podróży przekraczają ewentualne korzyści. Tak też prezydent Barack Obama tłumaczył w 2010 roku zamknięcie programu Constellation, który zakładał powrót człowieka na Księżyc w 2020 roku. Rynek nie znosi jednak próżni i miejsce państwowych agencji kosmicznych szybko zajęły prywatne przedsiębiorstwa. W tym kontekście oferta wycieczki wokół Księżyca, zaproponowana przez Elona Muska, nie jest niczym nadzwyczajnym.

Trzy lata wcześniej wizje księżycowej wycieczki roztaczała firma Space Adventures, ta sama, która jako jedyna wysłała cywilów na Międzynarodową Stację Kosmiczną. Jej plan wyglądał następująco: na pokładzie rakiety Sojuz turyści mieli zostać przetransportowani na ISS, gdzie spędziliby osiem–dziesięć dni, przygotowując się do warunków panujących w kosmosie. W tym czasie do Sojuza zostałaby dołączona osobna rakieta oraz dodatkowy moduł mieszkalny, służące do wycieczki lunarnej. Sama podróż na Księżyc miała potrwać trzy i pół dnia. Po dotarciu na miejsce turyści okrążyli naszego satelitę po orbicie, zbliżając się na 100 km do jego powierzchni, po czym zawrócili w kierunku ISS. Tam znów kolejna przesiadka i powrót na Ziemię.

Cała wycieczka to trzy tygodnie niezapomnianych przeżyć. – To wyjątkowa okazja, by zobaczyć Księżyc z tak bliska. Tylko 24 ludzi w historii miało tę szansę – zachęcał Tom Shelley, prezes Space Adventures. Tyle reklama. Im było bliżej lotu, planowanego początkowo na przełom 2017 i 2018 roku, tym o całym przedsięwzięciu robiło się ciszej. Dziś nikt już nie podaje konkretnych terminów, choć na stronie internetowej firmy oferta nadal jest aktualna.

Nie bez znaczenia jest cena całej imprezy. Za lot na Księżyc firma Space Adventures liczy sobie 150 mln dolarów od osoby. Elon Musk nie podaje wprost, ale szacuje się, że kwota za jego usługę może wynieść nawet 300 mln dolarów. Dużo? To zależy, z której strony spojrzymy. Z popytem nie ma problemu, chętni już są i nawet zapłacili z góry za bilety. Pytanie brzmi, na ile będzie się to opłacało organizatorom. W 2010 r. portal The Space Review wyliczył, że każde amerykańskie lądowanie na Księżycu kosztowało 18 mld dzisiejszych dolarów. Według ekspertów z rosyjskiej agencji kosmicznej Roskosmos nie ma szans, by dziś kwota ta była niższa niż miliard dolarów.

Mniej więc szokuje oferta innej amerykańskiej firmy Golden Spike, która od pary kosmicznych turystów, zainteresowanych lotem na Księżyc, żąda 1,5 mld dolarów (po 750 mln od osoby). Do korzystania z jej usług ma zachęcić fakt, że plan wycieczki zakłada nie tylko lądowanie na Srebrnym Globie, ale też spędzenie na jego powierzchni co najmniej 36 godzin. Pasażerowie będą też mogli zabrać ze sobą do 50 kg ładunku, co ma zachęcić do lotów przedstawicieli świata nauki. Co ciekawe, na pokład statku nie wejdzie żaden doświadczony pilot ani astronauta. Cała podróż sterowana będzie z centrum kontroli lotów, jak w przypadku typowych misji kosmicznych. Potencjalnymi klientami Golden Spike mają być cywilne agencje kosmiczne, korporacje, instytuty badawcze oraz najbogatsi ludzie świata.

Firma szacuje, że na taką podróż będą mogły sobie pozwolić centra i instytuty badawcze z 25 krajów. – Sprawimy, że nasza oferta będzie cenowo przystępna dla średniej wielkości państw jak Korea, Indonezja czy RPA. Więcej kosztowałoby te kraje, gdyby miały organizować misje na własną rękę – mówi Alan Stern, współzałożyciel firmy i były pracownik NASA, swego czasu typowany na szefa agencji. Pierwsze loty miałyby się odbyć za kilka lat.

Jeszcze większą fantazją wykazuje się Robert T. Bigelow, miliarder i właściciel sieci hoteli Budget Suites of America, który ma zamiar umieścić na ziemskiej orbicie miniaturowe stacje kosmiczne, oferujące możliwość przebywania w kosmosie przez dłuższy czas. Jego firma, Bigelow Aerospace, już 11 lat temu umieściła na orbicie dwa prototypy stacji Genesis, testując innowacyjne systemy nadmuchiwania modułów oraz systemy podtrzymywania życia. Sprawują się podobno świetnie. Kiedyś będzie więc można wynająć sobie tygodniowy pobyt w kosmicznym hotelu, choć sam Bigelow nie lubi tego określenia. O swoim kompleksie woli mówić jak o przestrzeni na orbicie do wynajęcia.

Wejść w stan nieważkości

Jeśli kogoś nie przekonuje dłuższa wycieczka w przestrzeń kosmiczną, a mimo wszystko chciałby choć na chwilę wybrać się w kosmos, może zdecydować się na krótsze, a zarazem tańsze rozwiązanie: lot suborbitalny. Podróż polega na przekroczeniu linii Karmana, gdzie odczuwalny jest brak grawitacji, trwa od kilkudziesięciu minut do kilku godzin i w zależności od oferty wzbogacana jest dodatkowymi atrakcjami.

Blue Origin, firma Jeffa Bezosa, założyciela Amazona, załogowe loty na niską orbitę Ziemi zapowiada na przyszły rok. Nad realizacją kosmicznych planów pracuje od kilkunastu lat, w trakcie których zrealizowała już pięć udanych startów i lądowań rakiety wielokrotnego użytku New Shepard. Do tej pory rakieta latała bez pasażerów, ale teraz ma się to zmienić. Jak zapewnia Bezos, obecnie trwają testy z profesjonalnymi pilotami, a w przyszłym roku oderwą się od ziemi pierwsi kosmiczni turyści. Pasażerowie siedzieć będą w specjalnej kapsule, w której jednorazowo zmieści się sześć osób. Każda z nich będzie miała dostęp do okna, by na własne oczy podziwiać kosmiczne widoki, jak choćby krzywizna Ziemi. W pojeździe zaplanowano dodatkową przestrzeń, dającą komfort podczas unoszenia się w stanie nieważkości. Cena na razie nie jest znana, ale patrząc na konkurencyjne oferty, można przypuszczać, że będzie to ok. 100 tys. dolarów od osoby.

Inny pomysł na lot ma kalifornijskie przedsiębiorstwo XCOR Aerospace, które chce zabierać turystów na orbitę pojazdem Lynx. Jest to rodzaj dwuosobowego samolotu, w którym pasażer siedzi obok pilota. Lynx startuje i ląduje samodzielnie, w pozycji poziomej. Po przekroczeniu pułapu 100 km spędzimy cztery minuty w stanie nieważkości i wrócimy na lądowisko, a długość całego lotu nie przekroczy 35 minut. Cena – 95 tys. dolarów. Pierwszy start miał się odbyć w 2016 r., ale z przyczyn technicznych nie doszedł do skutku.

Prace nad rozwojem kosmicznej turystyki prowadzi na całym świecie w sumie kilkanaście firm. Na razie to jedynie ambitne plany, rzeczywistość daleka jest bowiem od ofert z kolorowych broszur. Nikomu oprócz Space Adventures, nie udało się wysłać turystów w kosmos (amerykańska firma w latach 2001–2009 wysłała na tygodniowy pobyt na ISS w sumie siedmioro turystów, inkasując od każdego od 20 do 35 mln dolarów). Gdyby traktować dosłownie zapewnienia wszystkich konkurentów firmy, do dnia dzisiejszego powinno odbyć się co najmniej kilkadziesiąt turystycznych lotów w kosmos. Nie odbył się ani jeden.

Kluczowym wydarzeniem dla całej branży była katastrofa statku VSS „Enterprise" w październiku 2014 r., w której zginął pilot, wykonujący lot testowy. Maszyna należała do firmy Virgin Galactic założonej przez Richarda Bransona i do dnia katastrofy była absolutnym liderem na rynku. Od wysłania w kosmos turystów dzieliły ją zaledwie tygodnie. Za 200 tys. dolarów firma oferowała dwuipółgodzinny lot na niską orbitę Ziemi, podczas którego można było wypiąć się z pasów i poczuć na własnej skórze brak grawitacji. Chętni walili drzwiami i oknami, a w kolejce czekali m.in. Brad Pitt, Angelina Jolie, Stephen Hawking, Michael Schumacher, Tom Hanks, Ashton Kutcher i Katy Perry.

Wypadek jednak sprawił, że ambitne plany przełożono na bliżej nieokreślony czas, a firma wypadła z wyścigu o zainicjowanie komercyjnych lotów w kosmos. Wypadek VSS „Enterprise" miał wpływ również na całą branżę, bo wywołał strach wśród potencjalnych klientów. Virgin Galactic nie ujawnia, ilu klientów wycofało swoje zgłoszenia, choć wiadomo, że takie prośby były. Dziś firmy nie chcą popełnić najmniejszego błędu, bo jakiekolwiek potknięcie może oznaczać ich koniec. Boleśnie przekonało się o tym już kilka przedsiębiorstw, jak choćby Armadillo Aerospace, Rocketplane Limited Inc. czy Excalibur Almaz. Wszystkie swego czasu aktywnie pracowały nad wcieleniem idei turystyki kosmicznej w życie, dziś nie ma po nich śladu – albo nie istnieją, albo zawiesiły działalność.

Biznes wysokiego ryzyka

Nasuwa się pytanie: czy kosmiczne wycieczki są w ogóle realne w zakładanym terminie? Sceptycy, z Jonathanem McDowellem na czele, astronomem z amerykańskiego Uniwersytetu Harvarda, wątpią. Zdaniem naukowca 90 proc. przedsiębiorstw, które oferują loty kosmiczne, a zwłaszcza wycieczki na Księżyc, upadnie, zanim wyśle kogokolwiek w kosmos. Głównym powodem klęski mają być zaporowe ceny, które na dodatek nie są stanie zapewnić przedsiębiorstwom stabilnego finansowania.

Dotychczasowe załogowe misje na Międzynarodową Stację Kosmiczną (ISS) czy na Księżyc były domeną agencji rządowych. Oczywiście zdarzało się, że wraz z przeszkolonymi astronautami leciał ktoś jeszcze, ale za własne pieniądze i dla przyjemności. Po raz pierwszy zdarzyło się to dopiero w roku 2001, dzięki uprzejmości Rosjan. Zawsze były to loty z profesjonalną załogą astronautów. Co innego NASA. Amerykanie nigdy nie zgodzili się na zabranie żadnego milionera, argumentując, że sprzęt na pokładzie jest zbyt cenny, by dopuszczać do niego nieprzeszkolone osoby. Kosmiczna turystyka w takim wydaniu skończyła się jednak, kiedy Amerykanie wycofali ze służby swoją flotę wahadłowców. Promy Sojuz stały się wtedy jedynym środkiem transportu dla amerykańskich astronautów i Roskosmos wstrzymał sprzedaż miejsc dla klientów Space Adventures. Sektor prywatny to w tej chwili jedyna droga, by komercyjnie polecieć w kosmos.

Obsługiwanie lotów w przestrzeń kosmiczną przez prywatne konsorcja wcale nie jest działaniem konkurencyjnym dla światowych agencji kosmicznych. Wręcz przeciwnie. Często to same agencje rządowe stymulują ich rozwój, tworząc programy partnerskie lub dofinansowując badania. Pokonanie grawitacji kosztuje krocie – blisko pół miliarda dolarów za każdy start. Statki kosmiczne zużywają miliony litrów paliwa, które jest przechowywane w gigantycznych jednorazowych zbiornikach. Bez współpracy z prywatnymi inwestorami byłoby ciężko to sfinansować.

Trudno w tej chwili przewidzieć, która z rywalizujących firm zdoła jako pierwsza wysłać turystów w kosmos, choć nie ma wątpliwości, że do tego dojdzie. Pytanie brzmi nie „czy", ale „kiedy" to się stanie, a wówczas jak grzyby po deszczu nastąpi wysyp ofert, dla których jedynym ograniczeniem będzie nie fantazja, lecz zasób naszego portfela. Ale i to może się zmienić.

Zdaniem Johna Spencera, nagrodzonego przez NASA twórcę organizacji Space Tourism Society, ekskluzywny charakter kosmicznej turystyki będzie funkcjonował przez pierwszych kilka lat po jej powstaniu. Z czasem na rynku powinny pojawić się tańsze oferty, co wymusi i konkurencja, i technologia opracowywania takich lotów. Pozostaje więc jedynie czekać z niecierpliwością.

Kosmiczni turyści

Choć przez ostatnie dekady na pokład Międzynarodowej Stacji Kosmicznej zabierano już cywilnych specjalistów, to jednak za początek kosmicznej turystyki uznawany jest rok 2001, kiedy to amerykański biznesmen sam opłacił sobie bilet za podróż. Do tej pory w taką podróż wybrało się siedmioro szczęśliwców.

- Denis Tito: od 28 kwietnia do 6 maja 2001 r. – amerykański milioner na orbicie spędził 7 dni, 22 godziny i 4 minuty. Koszt wyprawy: 20 mln dolarów.

- Mark Shuttleworth: od 25 kwietnia do 5 maja 2002 r. – przedsiębiorca z RPA na orbicie spędził 9 dni, 21 godzin i 25 minut. Koszt wyprawy: 20 mln dolarów.

- Gregory Olsen: od 1 do 11 października 2005 r. – amerykański wynalazca na orbicie spędził 9 dni, 21 godzin i 14 minut. Koszt wyprawy: 20 mln dolarów.

- Anousheh Ansari: od 18 do 29 września 2006 r. – Amerykanka irańskiego pochodzenia, bizneswoman na orbicie spędziła 10 dni, 21 godzin i 5 minut. Koszt wyprawy: 20 mln dolarów.

- Charles Simonyi: amerykański przedsiębiorca węgierskiego pochodzenia jako jedyny wybrał się na kosmiczną wycieczkę dwukrotnie: od 7 do 21 kwietnia 2007 r. oraz od 26 marca do 8 kwietnia 2009 r., spędzając łącznie na orbicie 26 dni, 14 godzin i 27 minut. Łączny koszt obydwu wypraw: 45 mln dolarów.

- Richard Garriott: od 12 do 24 października 2008 r. – amerykański programista gier komputerowych na orbicie spędził 11 dni, 20 godzin i 35 minut. Koszt wyprawy: 30 mln dolarów.

- Guy Laliberté: od 30 września do 11 października 2009 r. – kanadyjski przedsiębiorca i założyciel legendarnego Cirque du Soleil na orbicie spędził 10 dni, 21 godzin i 17 minut. Koszt wyprawy: 35 mln dolarów.

PLUS MINUS

Prenumerata sobotniego wydania „Rzeczpospolitej”:

prenumerata.rp.pl/plusminus

tel. 800 12 01 95

Gdyby branża kosmiczna przyznawała nagrody w kategorii „szalony wizjoner", tegoroczną edycję wygrałby Elon Musk. Miliarder rodem z RPA ogłosił, że do końca 2018 roku jego firma Space X wyśle turystów w tygodniową wycieczkę dookoła Księżyca. Spółka Muska pracuje też nad zorganizowaniem prywatnej wyprawy kosmicznej na Marsa. Człowiek, który się tego wszystkiego podejmie, musi być szalony, ale w branży nowych technologii to komplement, bo tylko szaleniec zechciałby zaryzykować dorobek całego życia w imię ogólnie pojętego postępu. Na korzyść Muska przemawiają jego dotychczasowe osiągnięcia. W końcu gdy zakładał PayPala czy Teslę, za plecami słyszał podobne pokpiwania, a dziś obydwie firmy są globalnymi liderami w swoich branżach.

Pozostało 95% artykułu
2 / 3
artykułów
Czytaj dalej. Subskrybuj
Plus Minus
Decyzje Benjamina Netanjahu mogą spowodować upadek Izraela
Plus Minus
Prawdziwa natura bestii
Plus Minus
Śmieszny smutek trzydziestolatków
Plus Minus
O.J. Simpson, stworzony dla Ameryki
Plus Minus
Upadek kraju cedrów