Dokładnie 80 lat temu ministrowie spraw zagranicznych III Rzeszy i Związku Sowieckiego – Joachim von Ribbentrop i Wiaczesław Mołotow – podpisali w Moskwie pakt „o nieagresji". Pakt będący w gruncie rzeczy agresywnym sojuszem pomiędzy dwoma totalitarnymi mocarstwami, trafnie określany – zwłaszcza przez zachodnioeuropejskich historyków – mianem paktu Hitler–Stalin. Pakt, bez którego nie rozpoczęłaby się II wojna światowa.
Nowy podział świata
Z pozoru, gdyby poprzestać na treści ujawnionej wówczas opinii publicznej, była to godna pochwały deklaracja o wzajemnym powstrzymaniu się od wszelkiej przemocy, czyli o niepodejmowaniu przeciwko sobie jakichkolwiek wrogich działań, również pospołu z innymi państwami. Zaniepokojenie, zwłaszcza w polskiej dyplomacji, mogło wprawdzie budzić odwołanie się do wcześniejszego sowiecko-niemieckiego układu z 1926 r. o jednoznacznie antypolskim obliczu, ale właściwe intencje kremlowskiego dyktatora i wodza Trzeciej Rzeszy odsłaniał dopiero ściśle tajny dodatkowy protokół.
Była to w praktyce zapowiedź nowego podziału świata, podziału przede wszystkim kosztem najbliższych – ale nie tylko – sąsiadów Rosji i Niemiec. Oto z mapy zniknąć miały republiki nadbałtyckie: Litwa przypadłaby Niemcom, a Estonia i Łotwa – Sowietom. Rumuńska Besarabia również zostałaby wcielona do Związku, natomiast w przypadku, jak ujęto eufemistycznie, terytorialno-politycznych przeobrażeń w odniesieniu do Polski, rozgraniczenie niemiecko-sowieckie przebiegałoby od Narwi po Wisłę i San.
Cynizm Stalina
Trudno nie dostrzec, że to właśnie Stalin zachęcał w ten sposób Hitlera, by kontynuował swój grabieżczy marsz. Związek Sowiecki w myśl planów dyktatora miał w ten sposób przesunąć swoje granice daleko na zachód, odzyskując tereny utracone przez carat. Temu miały przecież służyć rokowania z Wielką Brytanią i Francją mające doprowadzić do zawarcia trójstronnego układu – również kosztem Rzeczypospolitej. Wszak pomoc, której udzieliłby nam Związek Sowiecki w razie niemieckiej agresji na Polskę, nie wymagała zgody strony najbardziej zainteresowanej – oznaczało to po prostu wkroczenie sowieckich wojsk, początkowo tylko dwoma „korytarzami", wileńskim i małopolskim, ale bez jakichkolwiek gwarancji, że po zakończeniu działań wojennych „sojusznicze" wojsko opuści teren Rzeczypospolitej. Hitler dawał więcej...
Cynizm sowieckiego dyktatora, który obarczył francuskich i brytyjskich negocjatorów odpowiedzialnością za nieudane pertraktacje, nie zaskakuje. Podobnie jak współczesna wersja tamtych wydarzeń, że latem 1939 r. to ZSRR ratował kruchy światowy pokój i że zajmując wschodnie kresy II Rzeczypospolitej, neutralizował groźbę niemieckiego ataku. W ten sposób w świat powędrowała narracja, że wprawdzie to Niemcy wywołały II wojnę światową, ale winne są również zachodnie demokracje: Francja i Wielka Brytania. A przede wszystkim Polska: poprzez swój upór, brak zgody na przyjęcie „bezinteresownej" sowieckiej pomocy, celowe drażnienie Niemiec.