Od pewnego czasu na rynku gier wideo dzieje się dokładnie to samo. Klasyczne produkcje, przygotowane z myślą o sprzęcie starej generacji, zostają odświeżone, wyperfumowane i wypchnięte na rynek. I wcale nie są robione od nowa, jak to ma miejsce w przypadku filmów – w produkcji gier proces ten bliższy jest koloryzacji czy cyfrowej rekonstrukcji obrazu: bierze się oryginał, poprawia rozdzielczość, zwiększa ilość detali, czasami wprowadza jakieś drobne zmiany – i gotowe.

Czasami jednak efekt okazuje się bardzo przyjemny. Choćby właśnie taki „Crash Bandicoot: N. Sane Trilogy" – trzy klasyczne platformówki rodem z ery PlayStation bawią znakomicie. Bohater, borsuk workowaty, przedziera się przez kolejne poziomy naszpikowane pułapkami. Czasem musi rozwiązać jakąś prostą zagadkę, innym razem stoczyć pojedynek z większym i bardziej niebezpiecznym przeciwnikiem. Koncept mimo upływu lat nie zestarzał się, a w poprawionej wersji również wciąga. Ulepszono grafikę, wygładzono system sterowania, zmieniono drobiazgi, które zauważą pewnie tylko fani serii. Grunt, że kolejne pokolenia będą się mogły zaprzyjaźnić z rudym jamrajem i doświadczyć ważnego kroku w rozwoju elektronicznej rozrywki. Cóż z tego, że sprzed 20 lat. Michał Zacharzewski

Crash Bandicoot: N. Sane Trilogy, PC, Xbox 360, dystr. Cenega

PLUS MINUS

Prenumerata sobotniego wydania „Rzeczpospolitej”:

prenumerata.rp.pl/plusminus

tel. 800 12 01 95