Pół wieku temu dotarliśmy na Księżyc, ale od tego czasu nie posunęliśmy się nawet o centymetr. Ba, już nawet na Księżyc nie latamy i nie brakuje zwolenników teorii, że tak naprawdę nigdy tam nie byliśmy. Mars pozostaje mrzonką. Plany kolejnych wypraw są stale odkładane na bliżej nieokreśloną przyszłość. Tymczasem autorzy powieści, filmów czy choćby gier widzą nas w innych układach słonecznych czy wręcz galaktykach. I to niekoniecznie za tysiąc lat.

Należą do nich twórcy Gwiezdnego wyścigu – rodzinnej gry planszowej wydanej właśnie na polskim rynku. Jej akcja toczy się w odległej przyszłości, w której stary świat przestał właściwie istnieć. Ludzkość na dobre opuściła Ziemię i podbija właśnie nowe gwiazdy. A raczej nie ludzkość, ale międzyplanetarne korporacje założone z myślą o przetrwaniu naszej cywilizacji. Gracze rywalizują ze sobą na planszy złożonej z koncentrycznych okręgów. W każdej rundzie przemieszczają niewielkie, kolorowe statki, zdążając do centralnej części układu. Oczywiście nie rzucają przy tym kostkami, gdyż ta stara jak świat, całkowicie losowa mechanika nie jest mile widziana w nowoczesnych planszówkach. Tu zagrywa się karty. W dowolnej kolejności.

Gwiezdny wyścig okazuje się więc grą wymagającą myślenia czy wręcz planowania na kilka ruchów do przodu. Oryginalnym pomysłem jest kibicowanie jednostkom. W każdej z kilku rund gracze losują po dwie maszyny, które w ten sposób wspierają. Nie wiedzą jednak, kogo wspierają rywale, co sprzyja blefowaniu. Spryt zdecydowanie się w tej produkcji przydaje. Nie oznacza to jednak, że jest trudna i żmudna. Poradzą sobie z nią nawet ośmiolatki. I nie znudzą się, bo przeciętna rozgrywka trwa kilkanaście minut. O ile mniej niż podróż na Marsa...

„Gwiezdny wyścig", FoxGames

PLUS MINUS

Prenumerata sobotniego wydania „Rzeczpospolitej”:

prenumerata.rp.pl/plusminus

tel. 800 12 01 95