Gdyby nie okoliczności, nawet bym chciała zobaczyć, jak PiS wprowadza komisarzy do miast takich jak Gdynia, gdzie bezpartyjny prezydent ostatnie wybory wygrał z prawie 70 proc. głosów i już szóstą kadencję rządzi miastem tak, jak sama bym sobie życzyła być rządzona w Warszawie. Pomysł, żeby w szczycie epidemii i kryzysu gospodarczego rozważać siłowe rozwiązania w – radzących sobie często lepiej niż władza centralna – samorządach, świadczy o desperacji ocierającej się o szaleństwo. I choć wiem, że tak się nie stanie, bo zbuntowanych samorządów jest już tyle, iż PiS nie byłby w stanie prawnie i logistycznie ogarnąć takiej operacji, to sam fakt, że komuś na szczytach władzy takie rozwiązanie w ogóle przyszło do głowy i uznał za stosowne nim postraszyć, musi trochę przerażać. Przy czym „trochę" to, niestety, eufemizm.
Jest też druga strona medalu, mianowicie bunt samorządowców w państwie, które i bez tego jest w kryzysie. I choć nie wyobrażam sobie majowych wyborów, to wcale się nie ucieszę, jeśli storpedują je odmawiające współpracy samorządy. Wolałabym, żeby oczywistych i odpowiedzialnych decyzji nie trzeba było na władzy wymuszać siłą, bo w kryzysie, który nie wiadomo jak długo potrwa i jak mocno dotknie każdego z nas, ostatnią rzeczą, jakiej potrzebujemy, jest wojna władz i dalsza anarchizacja państwa.
„Prawo jest ważną rzeczą, ale prawo to nie świętość. Nad prawem jest dobro Narodu! Prawo, które nie służy narodowi, to jest bezprawie!" – tą deklaracją śp. Kornela Morawieckiego zachwycała się prawa strona, a ostatnio przywołują ją politycy i zwolennicy PiS jako usprawiedliwienie łamania prawa przez władzę w celu przepchnięcia jakichś rozwiązań „dla dobra Narodu". Bardzo trudno będzie teraz PiS przejść z takiej pozycji na rygorystyczny legalizm i karać samorządowców za to, że łamią prawo, kierując się dobrem mieszkańców. Zwłaszcza gdy się samemu regularnie dowodzi, że się na kredyt zaufania nie zasługuje. Nawet w uzasadnieniu do przepisów o korespondencyjnym głosowaniu PiS przyznaje, że głosowanie w lokalach będzie się wiązać z ryzykiem dla zdrowia, a jednak upiera się przy wyborach w maju, łatwo – zbyt łatwo – się na to nie swoje ryzyko godząc.