Kataryna: Władza za wszelką cenę

Ryszard Terlecki: „Niech ci samorządowcy, którzy teraz buńczucznie zapowiadają, że złamią prawo, liczą się ze stratą stanowisk".

Aktualizacja: 04.04.2020 21:52 Publikacja: 03.04.2020 00:01

Kataryna: Władza za wszelką cenę

Foto: Fotorzepa/ Piotr Guzik

Gdyby nie okoliczności, nawet bym chciała zobaczyć, jak PiS wprowadza komisarzy do miast takich jak Gdynia, gdzie bezpartyjny prezydent ostatnie wybory wygrał z prawie 70 proc. głosów i już szóstą kadencję rządzi miastem tak, jak sama bym sobie życzyła być rządzona w Warszawie. Pomysł, żeby w szczycie epidemii i kryzysu gospodarczego rozważać siłowe rozwiązania w – radzących sobie często lepiej niż władza centralna – samorządach, świadczy o desperacji ocierającej się o szaleństwo. I choć wiem, że tak się nie stanie, bo zbuntowanych samorządów jest już tyle, iż PiS nie byłby w stanie prawnie i logistycznie ogarnąć takiej operacji, to sam fakt, że komuś na szczytach władzy takie rozwiązanie w ogóle przyszło do głowy i uznał za stosowne nim postraszyć, musi trochę przerażać. Przy czym „trochę" to, niestety, eufemizm.




Jest też druga strona medalu, mianowicie bunt samorządowców w państwie, które i bez tego jest w kryzysie. I choć nie wyobrażam sobie majowych wyborów, to wcale się nie ucieszę, jeśli storpedują je odmawiające współpracy samorządy. Wolałabym, żeby oczywistych i odpowiedzialnych decyzji nie trzeba było na władzy wymuszać siłą, bo w kryzysie, który nie wiadomo jak długo potrwa i jak mocno dotknie każdego z nas, ostatnią rzeczą, jakiej potrzebujemy, jest wojna władz i dalsza anarchizacja państwa.

„Prawo jest ważną rzeczą, ale prawo to nie świętość. Nad prawem jest dobro Narodu! Prawo, które nie służy narodowi, to jest bezprawie!" – tą deklaracją śp. Kornela Morawieckiego zachwycała się prawa strona, a ostatnio przywołują ją politycy i zwolennicy PiS jako usprawiedliwienie łamania prawa przez władzę w celu przepchnięcia jakichś rozwiązań „dla dobra Narodu". Bardzo trudno będzie teraz PiS przejść z takiej pozycji na rygorystyczny legalizm i karać samorządowców za to, że łamią prawo, kierując się dobrem mieszkańców. Zwłaszcza gdy się samemu regularnie dowodzi, że się na kredyt zaufania nie zasługuje. Nawet w uzasadnieniu do przepisów o korespondencyjnym głosowaniu PiS przyznaje, że głosowanie w lokalach będzie się wiązać z ryzykiem dla zdrowia, a jednak upiera się przy wyborach w maju, łatwo – zbyt łatwo – się na to nie swoje ryzyko godząc.

Prezes Kaczyński pokazał, że nie liczy się ani ze społeczeństwem, którego 70 proc. nie chce teraz wyborów, ani z prezydentem, którego mandat będzie żaden. Chce sobie tylko zagwarantować, że nikt mu w jednoosobowym rządzeniu po swojemu nie przeszkodzi. Ale mam wrażenie, że właśnie udowadnia, jak bardzo będzie potrzebny ktoś, kto przeszkadzać będzie mógł.

Gdyby nie okoliczności, nawet bym chciała zobaczyć, jak PiS wprowadza komisarzy do miast takich jak Gdynia, gdzie bezpartyjny prezydent ostatnie wybory wygrał z prawie 70 proc. głosów i już szóstą kadencję rządzi miastem tak, jak sama bym sobie życzyła być rządzona w Warszawie. Pomysł, żeby w szczycie epidemii i kryzysu gospodarczego rozważać siłowe rozwiązania w – radzących sobie często lepiej niż władza centralna – samorządach, świadczy o desperacji ocierającej się o szaleństwo. I choć wiem, że tak się nie stanie, bo zbuntowanych samorządów jest już tyle, iż PiS nie byłby w stanie prawnie i logistycznie ogarnąć takiej operacji, to sam fakt, że komuś na szczytach władzy takie rozwiązanie w ogóle przyszło do głowy i uznał za stosowne nim postraszyć, musi trochę przerażać. Przy czym „trochę" to, niestety, eufemizm.

2 / 3
artykułów
Czytaj dalej. Subskrybuj
Plus Minus
Derby Mankinka - tragiczne losy piłkarza Lecha Poznań z Zambii. Zginął w katastrofie
Plus Minus
Irena Lasota: Byle tak dalej
Plus Minus
Łobuzerski feminizm
Plus Minus
Latos: Mogliśmy rządzić dłużej niż dwie kadencje? Najwyraźniej coś zepsuliśmy
Plus Minus
Jaka była Polska przed wejściem do Unii?