Od roku żyjemy w stanie przymusowej ascezy. Niemal cały świat postanowił wyrzec się przyjemności, wszystkiego, co nie jest niezbędne do przeżycia. Masażystom wolno wykonywać wyłącznie zabiegi lecznicze, te relaksacyjne znalazły się na indeksie czynności zakazanych. Nie wolno zjeść obiadu w restauracji, ale już na schodach i w przejściach galerii handlowych tłoczą się tłumy konsumujących zakupione „na wynos" posiłki.
Można odnieść wrażenie, że wystarczy odebrać wygodę, aby dać poczucie bezpieczeństwa. Komfort i przyjemność zostały uznane za podstawowe źródło transmisji wirusa; żyjemy w stanie permanentnego postu. Środek tego prawdziwego Wielkiego Postu to dobra okazja, żeby zastanowić się, ile wspólnego z rzeczywistą ascezą mają wszystkie te podejmowane, czy raczej akceptowane, przez nas wyrzeczenia. Przecież jeżeli 40 dni samoograniczenia wystarczało dotąd do oczyszczenia ciała i duszy, to cały rok powinien zrobić z nas ojców pustyni.