Jest lipiec 2021 roku. Piszę ten list z nadzieją, że będzie czytany za jakieś 20 lat. Nie wkładam go do butelki, ale mam nadzieję graniczącą z pewnością, że zachowa się w archiwach internetu i pewnego dnia dotrze do niego pokolenie mojego dziś czteroletniego syna. U progu piątej dekady XXI wieku potrzebne jest wyjaśnienie, że piszę go w czasach, gdy weekend miał tylko dwa dni, a w wyniku kryzysu gospodarczego wywołanego pandemią Covid-19 światowa debata nad skróceniem tygodniowego czasu pracy przyspieszyła. Wiem, że z Waszej perspektywy może to brzmieć jak prehistoria, ale świat, który znacie, zaczął się właśnie teraz.