Ale w jednej sprawie postawił na swoim. Zaszokował świat wycofaniem się z paryskiego porozumienia o walce z globalnym ociepleniem klimatu. Dokonał w ten sposób pewnego cudu: zdołał zjednoczyć w potępieniu aż przesadnie wrażliwą na sprawy ekologii Europę z największym sprawcą emisji gazów cieplarnianych, Chinami. Zyskując za to, rzecz jasna, sympatię amerykańskiego przemysłu ciężkiego. No i trochę poklasku w Polsce.

W Polsce zwykliśmy lekceważyć problem globalnego ocieplenia, uważając to za fanaberie obrzydliwie bogatych Niemców i Brytyjczyków. Co bardziej radykalni krytycy (posłuchajmy naszych związkowców z górnictwa i energetyki!), wspierani ochoczo przez część polityków, wietrzą w tym antypolski spisek, za pomocą którego zawistni sąsiedzi, ramię w ramię z oszalałą Komisją Europejską, chcą nas pozbawić możliwości korzystania z narodowego skarbu, czyli węgla. Żądając tego, by taką politykę Unii zawetować.

Sprawa jest jednak bardziej skomplikowana. Niezależnie od ocen przeciwników polityki klimatycznej temperatura na kuli ziemskiej się ociepla, o mniej więcej jeden stopień w ciągu 100 lat (jeśli będzie się to kontynuować przez kolejne 100 lat, efekty mogą być katastrofalne – głód na wielkich obszarach świata, ekstremalne zjawiska pogodowe, zachwianie równowagi ekosystemu). Oczywiście nie wiadomo, czy ograniczając emisję CO2, jesteśmy w stanie cały ten proces powstrzymać. Ale wiadomo, że jeśli poczuwamy się do odpowiedzialności za przyszłość dzieci i wnuków, to musimy wszyscy spróbować coś robić.

Musimy podejść do problemu poważnie. Unia jest zdecydowana walczyć z globalnym ociepleniem, nawet gdyby miała to być walka beznadziejna. I dlatego naszą odpowiedzią nie może być tylko negowanie, ale poszukiwanie rozsądnych kompromisów. Zachodnia Europa, która w większości pozbyła się wysokoemisyjnego przemysłu (przenosząc swoje fabryki za granicę), proponuje wyjście najkorzystniejsze dla siebie – opłaty dla producentów, którzy na terenie Unii emitują nadmiar CO2. My powinniśmy żądać, by opłaty ponosili konsumenci, niezależnie od tego czy emisja CO2 związana z zaspokojeniem ich potrzeb nastąpiła u nich w kraju, czy w Polsce, Indiach lub Chinach. Gdyby tak było, nie spadałby na nas aż tak nieproporcjonalnie wysoki koszt polityki klimatycznej, choć oczywiście presja na stopniowe odchodzenie od brudnych technologii węglowych w polskiej energetyce by nie znikła.

Innymi słowy, zamiast cieszyć się z czasowego pata, powinniśmy domagać się tego, by uczciwiej dzielić w Unii koszty polityki klimatycznej. Bo Donald Trump może ją na jakiś czas w USA zawetować, ale Polska w Unii – nie.