Anna Jackowska, Krzysztof Koźmiński: Epidemia czyli impuls w kierunku e-państwa

Obyśmy za kilkanaście lat, gdy doświadczenia okresu epidemii będą już odległym wspomnieniem, uznali ten czas za ważny impuls, który pozytywnie przyczynił się do ożywienia arbitrażu w Polsce i wsparcia w ten sposób, borykającego się z różnymi problemami, sądownictwa powszechnego.

Publikacja: 12.05.2020 18:18

Anna Jackowska, Krzysztof Koźmiński: Epidemia czyli impuls w kierunku e-państwa

Foto: Adobe Stock

Utrzymujący się od kilku tygodni stan zagrożenia epidemicznego – pomijając typowe dla obywateli utrudnienia (zakaz organizacji imprez masowych, odwołane imprezy turystyczne, ograniczenia w poruszaniu, przywrócone kontrole graniczne, zamknięte szkoły i uczelnie wyższe, zmienione zasady funkcjonowania sklepów, restauracji oraz brak dostępności do niektórych usług medycznych) – paradoksalnie pomógł w uświadomieniu społeczeństwu roli, jaką współcześnie pełnią nowoczesne technologie, a nawet dostarczył swoistego pozytywnego impulsu do wdrożenia lub stosowania na szerszą skalę innowacyjnych systemów, traktowanych wcześniej jak efektowny gadżet bez większego znaczenia praktycznego. Doświadczenia ostatniego czasu pozwoliły zorientować się, że efektywnie przeprowadzona konferencja może odbyć się bez konieczności fizycznej obecności wszystkich uczestników w jednym miejscu, dostęp do zasobów bibliotecznych zapewnić może niewielka grupka pracowników przeszukujących księgozbiór na miejscu w celu przesłania zamówionych mailem skanów, a do odbycia wykładu uniwersyteckiego wystarczy sieć i komputerowa kamerka w domu wykładowcy. Okazało się również, że – dopuszczając szerszy zakres wykorzystania środków komunikacji elektronicznej w działalności organów spółek – prawodawca, co nie zdarza się często, rzeczywiście ułatwił życie adresatom nowych przepisów, a sami przedsiębiorcy tymczasem (co też nie jest sytuacją typową) pozytywnie przyjęli nowe regulacje i w sposób zasadniczo bezproblemowy, niezwłocznie zrobili z nich użytek. W ogóle wydaje się, że – niezależnie od interwencji legislacyjnej i innych „twardych" decyzji władzy publicznej – wystarczył miesiąc obostrzeń związanych z epidemią, by oddolnie zmieniły się zachowania i postawy społeczne: słyszy się coraz częściej o niedzielnych spotkaniach z rodziną prowadzonych za pośrednictwem komunikatorów z portali społecznościowych, urodzinach przeniesionych z klubu „do internetu", czy randce bez bezpośredniej bliskości zakochanej pary.

Bieżąca sytuacja stanowi jednak przede wszystkim test dla państwa i jego instytucji – o ile niektóre wydają się funkcjonować nie mniej sprawnie niż poprzednio, przynajmniej kilka sfer życia publicznego zaraza pozbawiła zdolności faktycznego działania. Kluczowe wydają się tu organy administracji publicznej oraz szeroko rozumiane sądownictwo, które faktycznie zamarło. By przekonać się o tym – wystarczyło w ostatnim czasie odwiedzić urząd prowadzący postępowanie administracyjne albo podjąć próbę telefonicznego kontaktu (nie wspominając już o korespondencji e-mail) z sądem powszechnym lub administracyjnym. Brak lub poważne ograniczenia w dostępie do akt sprawy, zmiany w zasadach obsługi interesantów, przedłużanie wyznaczonych terminów, odraczanie rozpraw, rotacyjny system pracy urzędników. Jakie konstruktywne wnioski można na tej podstawie sformułować?

Konieczne jest wykorzystanie, w większym niż obecnie stopniu, technologii pozwalających rozstrzygać sprawy na odległość, bez potrzeby osobistego stawiennictwa w siedzibie instytucji. Poza rozwiązaniami sprawdzonymi, które dopiero niedawno, ale z pewnością na dobre zagościły w polskiej rzeczywistości (nie tylko starsi pamiętają konieczność osobistego odwiedzania sądu rejestrowego w celu uzyskania aktualnego odpisu aktualnego Krajowego Rejestru Sądowego – niedogodność ta zniknęła wraz z wprowadzeniem wyszukiwarki na stronie internetowej i generowania dokumentów elektronicznych, na przestrzeni ostatnich dwudziestu lat informatyzacja dotknęła też m.in. ksiąg wieczystych, postępowania upominawczego, wprowadzono platformę ePUAP, udostępnia się Biuletyn Informacji Publicznej czy Dziennik Ustaw w formie elektronicznej, a niektóre procedury – jak np. postępowanie w sprawie udostępniania informacji publicznej – radykalnie odformalizowano, co oznacza w praktyce inicjowanie ich z wykorzystaniem zwykłej poczty elektronicznej), inspiracji dostarczać mogą tu też bogate doświadczenia zagraniczne (ciekawe zestawienie rozwiązań, stosowanych od Ameryki Południowej po kraje dalekiej Azji, prezentują np. publikowane regularnie raporty Organizacji Narodów Zjednoczonych Compendium of Innovative E-government Practices, dostępne zresztą online w wolnym dostępie).

Dostrzegając zalety wykorzystania nowoczesnych technologii w wykonywaniu zadań i świadczeniu usług publicznych zachowujemy jednocześnie ostrożność wobec radykalnych postulatów pospiesznego zastępowania nimi innych, tradycyjnych form. Konieczne jest tu uwzględnienie realiów społecznych, w tym przyzwyczajeń, a także możliwości technicznych społeczeństwa (jak wynika z opublikowanych w listopadzie 2019 r. wyników badań dla Urzędu Komunikacji Elektronicznej: choć ponad 70% Polaków korzysta z internetu, wśród użytkowników indywidualnych w wieku od 60 lat wzwyż sieci używa jedynie trzech na dziesięciu). Pamiętać trzeba też o nawykach w załatwianiu spraw urzędowych, w tym bezpieczeństwie obrotu (kojarzonym powszechnie z formą papierową), co sprawia, że „skoki technologiczne" i „rewolucje informatyczne" nie są tu pożądane. Opowiadamy się raczej za ewolucją, którą rozumiemy nie tylko jako stopniowy proces odchodzenia od atramentu i pieczątki na rzecz klawiatury i monitora, lecz także jako niezastępowanie, a uzupełnianie utartych form nowatorskimi.

O ile w niektórych sprawach urzędowych forma elektroniczna stanowi atrakcyjną alternatywę dla uciążliwej wizyty w urzędzie, informatyzacja procedur sądowych (zwłaszcza na linii sąd – strony, gdy spór toczy się między osobami fizycznymi i bez udziału profesjonalnych pełnomocników procesowych) powinna być wprowadzania z dalece większą ostrożnością. Wydaje się, że wdrożenie e-administracji, która docelowo wyprze (a przez najbliższe lata przynajmniej stanowić będzie jedną z opcji) dotychczasowy model relacji petenta z urzędnikiem, w którym ten pierwszy pobiera drukowany „numerek" i czeka w kolejce, by doczekać momentu, gdy ten drugi przybije pieczątkę i złoży własnoręczny podpis, nastąpi znacznie szybciej niż zaaplikowanie powszechnego sądownictwa orzekającego w trybie zdalnym. Konsekwencją tego założenia jest pesymistyczne, choć realistyczne przypuszczenie, że ewentualne przyszłe pandemie rodzą większe ryzyko paraliżu judykatywy niż organów stanowiących lub egzekwujących obowiązujące prawo. Czy istnieje alternatywa dla tej sytuacji?

Rozwiązaniem są oczywiście prywatne sądy arbitrażowe, oferujące wykorzystanie technologii, pozwalających prowadzić postępowanie dowodowe zdalnie i kończyć spory online, z wykorzystaniem elektronicznych baz danych do utrwalania materiału dowodowego oraz komunikatorów i aplikacji internetowych do doręczania rozstrzygnięć składu orzekającego. Takie sądy w ograniczonym stopniu działają już w Polsce, a – jak pokazują przykłady znane z krajów zachodniej Europy i anglosaskich – efektywność oraz autorytet funkcjonujących tam instytucji sądownictwa polubownego przyciąga obywateli i przedsiębiorców zainteresowanych uzyskaniem wyroku w sposób relatywnie tani, szybki, pewny, bez zbędnej biurokracji oraz nadmiernie sformalizowanej procedury.

Ponadto drugą kluczową zaletą sądownictwa arbitrażowego jest jego alternatywność wobec sądownictwa państwowego. Zasadne jest pytanie, czy dochodzenie roszczeń i toczenie sporów gospodarczych (których, jak niestety należy przypuszczać, po zakończeniu okresu epidemii wystąpi wiele) będzie w ogóle sensowne w sytuacji kilkumiesięcznego „zamrożenia" wymiaru sprawiedliwości, zakończonego następnie nową falą powództw. Inicjowanie nowego sporu sądowego w czasach spodziewanego kryzysu spowoduje konieczność zajęcia odległego miejsca w „korku spraw", a niektóre procesujące się już strony zapewne raz jeszcze „przekalkulują sobie" zasadność prowadzenia batalii sądowej w sytuacji, gdy termin spodziewanego wyroku wydłuży się z dwóch lat do czterech-pięciu. Okoliczności te uczynią arbitraż jeszcze bardziej atrakcyjną perspektywą.

Obyśmy za kilkanaście lat, gdy doświadczenia okresu epidemii będą już odległym wspomnieniem, uznali ten czas za ważny impuls, który pozytywnie przyczynił się do ożywienia arbitrażu w Polsce i wsparcia w ten sposób, borykającego się z różnymi problemami, sądownictwa powszechnego.

Anna Jackowska jest prawnikiem, współpracuje z Ośrodkiem Analiz Prawnych, Gospodarczych i Społecznych im. Hipolita Cegielskiego m.in. w ramach projektu „W stronę wolności – Sąd Arbitrażowy przy Ośrodku Analiz Prawnych Gospodarczych i Społecznych im. Hipolita Cegielskiego", finansowanego przez Narodowy Instytut Wolności w ramach programu PROO

Krzysztof Koźmiński jest doktorem habilitowanym nauk prawnych, radcą prawnym i ekspertem Ośrodka Analiz Prawnych, Gospodarczych i Społecznych im. Hipolita Cegielskiego

Utrzymujący się od kilku tygodni stan zagrożenia epidemicznego – pomijając typowe dla obywateli utrudnienia (zakaz organizacji imprez masowych, odwołane imprezy turystyczne, ograniczenia w poruszaniu, przywrócone kontrole graniczne, zamknięte szkoły i uczelnie wyższe, zmienione zasady funkcjonowania sklepów, restauracji oraz brak dostępności do niektórych usług medycznych) – paradoksalnie pomógł w uświadomieniu społeczeństwu roli, jaką współcześnie pełnią nowoczesne technologie, a nawet dostarczył swoistego pozytywnego impulsu do wdrożenia lub stosowania na szerszą skalę innowacyjnych systemów, traktowanych wcześniej jak efektowny gadżet bez większego znaczenia praktycznego. Doświadczenia ostatniego czasu pozwoliły zorientować się, że efektywnie przeprowadzona konferencja może odbyć się bez konieczności fizycznej obecności wszystkich uczestników w jednym miejscu, dostęp do zasobów bibliotecznych zapewnić może niewielka grupka pracowników przeszukujących księgozbiór na miejscu w celu przesłania zamówionych mailem skanów, a do odbycia wykładu uniwersyteckiego wystarczy sieć i komputerowa kamerka w domu wykładowcy. Okazało się również, że – dopuszczając szerszy zakres wykorzystania środków komunikacji elektronicznej w działalności organów spółek – prawodawca, co nie zdarza się często, rzeczywiście ułatwił życie adresatom nowych przepisów, a sami przedsiębiorcy tymczasem (co też nie jest sytuacją typową) pozytywnie przyjęli nowe regulacje i w sposób zasadniczo bezproblemowy, niezwłocznie zrobili z nich użytek. W ogóle wydaje się, że – niezależnie od interwencji legislacyjnej i innych „twardych" decyzji władzy publicznej – wystarczył miesiąc obostrzeń związanych z epidemią, by oddolnie zmieniły się zachowania i postawy społeczne: słyszy się coraz częściej o niedzielnych spotkaniach z rodziną prowadzonych za pośrednictwem komunikatorów z portali społecznościowych, urodzinach przeniesionych z klubu „do internetu", czy randce bez bezpośredniej bliskości zakochanej pary.

Opinie Prawne
Tomasz Pietryga: Likwidacja CBA nie może być kolejnym nieprzemyślanym eksperymentem
Materiał Promocyjny
Wykup samochodu z leasingu – co warto wiedzieć?
Opinie Prawne
Marek Isański: Organ praworządnego państwa czy(li) oszust?
Opinie Prawne
Marek Kobylański: Dziś cisza wyborcza jest fikcją
Opinie Prawne
Tomasz Pietryga: Reksio z sekcji tajnej. W sprawie Pegasusa sędziowie nie są ofiarami służb
Opinie Prawne
Robert Gwiazdowski: Ideowość obrońców konstytucji