Bez niego inwestycyjny boom w terenie jest utrudniony. Natomiast świadomość deweloperów, przedsiębiorców, budowlańców różnej maści i zwykłych Kowalskich jest dość ograniczona co do możliwości dokonywania zmian w otaczającej ich przestrzeni rzeczywistej. Po prostu nie wiedzą na czym stoją. Co to jest więc m.p.z.p., skoro ma taką władzę? To taki skromny akt prawny złożony z dwóch części – opisowej i graficznej.

Tworzony jest przez radę miasta lub gminy i może być uchylany na potrzeby innego planu. Zawiera wiele cennych i istotnych informacji, które są kluczowe dla określenia planowanych inwestycji lokalowych, mieszkaniowych, drogowych, produkcyjnych, usługowych czy wreszcie rekreacyjnych. Po prostu plan kreuje rzeczywistość. Ustala, jakiej wysokości budynek może wznieść pan Nowak na swojej działce, jaki ma być dojazd do parceli, co może zostać wybudowane po drugiej stronie drogi, czy można otworzyć fabryczkę albo sklep na działce obok, czy należy wyciąć sąsiedni lasek a na polu obok posiać zboże.

Jednak włodarze samorządowi muszą przede wszystkim zważać na prawa własności terenów, które obejmuje plan. Dlaczego?

Ano dlatego, ze nieproporcjonalna ingerencja w prawo własności może doprowadzić do stwierdzenia nieważności miejscowego planu zagospodarowania przestrzennego. Wówczas trzeba wszystko zaczynać od nowa. Dlatego też samorządowcy muszą zachować dużo ostrożności przy tworzeniu planu czy też realizowaniu już jego zapisów, czyli prowadzeniu właściwej polityki inwestycyjno-przestrzennej. Muszą pamiętać, że wojewodowie w swojej nadzorczej czujności i sądy administracyjne w dążeniu do sprawiedliwości społecznej czuwają , aby konstytucja nie była naruszana.

Warto zapoznać się z tekstem Jakuba Dorosza-Kruczyńskiego „Planowanie przestrzenne w gminie wymaga szczególnej czujności". Zapraszam do lektury także innych artykułów w najnowszym numerze „Dobrej Administracji".