Adam Glapiński: Musimy zachować zrównoważony wzrost, mimo spowolnienia za granicą i przejściowego wzrostu inflacji

Mimo wyraźnego spowolnienia wzrostu gospodarki światowej, Polska pozostaje jednym z najszybciej rozwijających się krajów. Naszą odporność zawdzięczamy nie tylko zaradności Polaków i polskich firm, lecz także odpowiedniej polityce makroekonomicznej – pisze prezes NBP.

Publikacja: 20.02.2020 20:00

Adam Glapiński: Musimy zachować zrównoważony wzrost, mimo spowolnienia za granicą i przejściowego wzrostu inflacji

Foto: iStockphoto

Opinia partnera: NBP

W ostatnich kwartałach światowy wzrost gospodarczy obniżył się w pobliże 3 proc., a więc do najniższego poziomu od globalnego kryzysu gospodarczego. W 2019 r. w Niemczech tempo wzrostu wyhamowało do 0,6 proc., a w strefie euro do 1,2 proc. Było to głównie związane z trwającym kilka kwartałów silnym osłabieniem koniunktury w światowym przemyśle i spadkiem globalnego handlu.

Polska omija rafy dekoniunktury

Jednocześnie w Polsce – mimo obniżenia wzrostu – dynamika aktywności była wciąż wysoka, albowiem PKB zwiększył się realnie o 4 proc. Po raz kolejny udowodniliśmy, że potrafimy omijać rafy światowej dekoniunktury i utrzymywać się w czołówce najszybciej rosnących krajów, ze wzrostem PKB ponad trzykrotnie szybszym niż w strefie euro.

Co istotne, towarzyszy temu bardzo dobra sytuacja na rynku pracy. Bezrobocie liczone według metodyki unijnej jest w pobliżu 3 proc., co jest najlepszym wynikiem w historii i jednym z najlepszych w UE.

W takiej sytuacji systematycznie rosną też wynagrodzenia. W 2019 r. średnia płaca w gospodarce zwiększyła się o ponad 7 proc. Jednocześnie średnioroczna inflacja wyniosła w ubiegłym roku 2,3 proc. W efekcie, w ujęciu realnym, płace wzrosły aż o 4,9 proc.

Dobra koniunktura gospodarcza jest więc nie tylko widoczna w danych ekonomicznych, lecz także w wyraźnej poprawie sytuacji materialnej Polaków. Takie wyniki cieszą i pokazują, że jesteśmy w stanie szybko doganiać zamożniejsze kraje, a jednocześnie nie odbywa się to kosztem narastania nierównowag makroekonomicznych.

O braku nierównowag świadczy to, że mimo dynamicznego wzrostu w kraju i spadku globalnego handlu, nadal zwiększa się udział Polski w handlu światowym oraz utrzymuje się znacząca nadwyżka w handlu zagranicznym. Do tego kredyt rośnie w tempie nieco niższym od nominalnego PKB, spada zadłużenie zagraniczne i poprawia się międzynarodowa pozycja inwestycyjna netto w relacji do PKB. Oznacza to, że wzrost gospodarczy nie jest na kredyt, albowiem nie następuje kosztem wzrostu zadłużenia wewnętrznego i zewnętrznego.

Wiele krajów patrzy z zazdrością na kolejny rok sukcesu gospodarczego Polski. W bieżącym roku mamy szanse utrzymać dobre wyniki, w tym szczególnie zachować koszulkę europejskiego lidera wzrostu. Wskazują na to choćby prognozy instytucji międzynarodowych.

Aby się to jednak udało, musimy stale analizować sytuację w gospodarce i właściwie reagować na pojawiające się zaburzenia. Szczególnie, że napływające na początku roku informacje sugerują, że perspektywy światowej gospodarki wciąż są niepewne, a jednocześnie odczuwamy efekty kilku szoków makroekonomicznych, które podbiły nam przejściowo wskaźnik cen.

Wstępne dane o PKB w krajach europejskich pokazały, że w IV kwartale ubiegłego roku tempo wzrostu gospodarczego wyraźnie się obniżyło. W Niemczech kwartalny wzrost wyhamował do zera, we Francji i Włoszech był nawet nieznacznie ujemny. Znalazło to także odzwierciedlenie w osłabieniu dynamiki wzrostu w Polsce pod koniec roku.

Globalna stabilizacja

Obecne prognozy zakładają, że światowa koniunktura w bieżącym roku powinna się stabilizować, a wzrost w części krajów może nawet przyspieszyć. Do niedawna sugerowała to poprawa wskaźników koniunktury w przemyśle.

Nowym czynnikiem niepewności jest jednak rozprzestrzenianie się koronawirusa z Chin, którego wpływ na światową gospodarkę jest w tej chwili trudny do oszacowania.

Prognozy dla Polski sugerują, że wzrost utrzyma się w pobliżu 3 proc. w tym roku i wciąż będzie jednym z wyższych spośród krajów OECD.

Jednocześnie w otoczeniu polskiej gospodarki mieliśmy kilka szoków, które wraz z europejskimi i krajowymi czynnikami regulacyjnymi podbiły krajową inflację przejściowo powyżej celu inflacyjnego NBP.

Co podbiło inflację

Pierwszym z nich było rozprzestrzenianie się na świecie afrykańskiego pomoru świń, który spowodował gwałtowny spadek produkcji wieprzowiny w niektórych krajach, w tym w szczególności w Chinach. W efekcie, znacząco wzrósł popyt Chin na mięso wieprzowe z Europy, podbijając silnie jego ceny w wielu krajach, w tym w Polsce.

Drugim czynnikiem były niekorzystne warunki agrometeorologiczne, w tym zeszłoroczna susza oraz wiosenne przymrozki, które ograniczyły produkcję warzyw i owoców, co niestety odbiło się na cenach tych produktów. W efekcie roczna dynamika cen żywności nieprzetworzonej, a więc szczególnie wrażliwej na szoki podażowe, bardzo istotnie przyspieszyła w ub. roku, przekraczając 10 proc. O podażowym charakterze tych szoków najlepiej świadczy to, że jednocześnie dynamika cen żywności przetworzonej nie przyspiesza, utrzymując się od kilku kwartałów w pobliżu 2,5 proc.

Kolejnym podażowym czynnikiem jest zatwierdzona przez URE podwyżka cen prądu dla gospodarstw domowych, będąca głównie efektem wzrostu cen uprawnień do emisji dwutlenku węgla związanego z unijną polityką klimatyczną. Oczywiście wzrost kwot płaconych rachunków za prąd zostanie zrekompensowany większości Polakom, co zapowiedział rząd. Na to nakłada się jednak polityka ekologiczna w zakresie sortowania i wywozu śmieci, która sprawia, że w ostatnim czasie bardzo silnie wzrosły ceny usług w tym zakresie.

Wreszcie, aż do początku stycznia, drożała ropa na rynkach światowych, co podbijało krajowe ceny paliw, a w styczniu wzrosła akcyza na alkohol i papierosy.

W sumie wszystkie te czynniki doprowadziły do wzrostu bieżącej inflacji powyżej 4 proc. Czynniki te mają jednak charakter zewnętrzny wobec krajowej polityki pieniężnej i są typowymi szokami podażowymi, a więc takimi, które z jednej strony przejściowo podwyższają dynamikę cen, a z drugiej negatywnie wpływają na koniunkturę gospodarczą.

W kierunku wyższej inflacji oddziaływały także czynniki popytowe, których źródłem była istotna poprawa sytuacji na rynku pracy oraz transfery fiskalne. Na wzrost inflacji bazowej z tego tytułu od praktycznie dwu lat wskazywały nasze kolejne projekcje inflacji i PKB. Wzrost ten był jednak ograniczony i sam w sobie nie powodował przekroczenia celu inflacyjnego NBP.

I rzeczywiście, szacowana dynamika cen, po wyłączeniu szoków podażowych i wspomnianych czynników regulacyjnych, nadal nie przekracza 2,5 proc. Potwierdza to, że nie nadmierny wzrost popytu w gospodarce jest źródłem przejściowo podwyższonej inflacji. Szczególnie, gdy zauważy się, że istotny wzrost wskaźnika inflacji nastąpił już po wyraźnym obniżeniu dynamiki konsumpcji. I właśnie to obniżenie dynamiki konsumpcji będzie także przyczyną słabnącej presji popytowej, działając w kierunku obniżenia przyszłej inflacji.

Oczywiście wyższe ceny części produktów nie cieszą konsumentów, ale po pierwsze szybszy wzrost cen tych dóbr dzisiaj nie znaczy, że będą one drożeć także w przyszłości, a po drugie dochody gospodarstw domowych rosną wyraźnie szybciej niż ceny, przez co Polaków i tak stać na coraz więcej. Wreszcie wraz z wygaśnięciem wpływu podażowych czynników na dynamikę cen oraz oczekiwanym obniżeniem tempa wzrostu gospodarczego inflacja wyhamuje. Wszystkie prognozy wskazują bowiem, że w przyszłym roku nastąpi obniżenie inflacji w pobliże 2,5 proc., a więc środka celu inflacyjnego NBP.

NBP gotów do działania

NBP na bieżąco analizuje sygnały płynące z gospodarki i gdyby była potrzeba do reakcji ze strony polityki pieniężnej, wówczas nie zawahamy się podjąć odpowiedniego działania. Należy jednak pamiętać, że każda reakcja banku centralnego ma swoje koszty. Dlatego właśnie większość banków centralnych, podobnie jak NBP, realizuje strategię opartą na symetrycznym i średniookresowym celu inflacyjnym. W Polsce ten cel od 2004 r. wynosi 2,5 proc. plus/minus 1 punkt procentowy.

Przypomnę, że w „Założeniach polityki pieniężnej", a więc strategicznym dokumencie banku centralnego, od wielu lat jasno jest wskazywane iż „ze względu na szoki makroekonomiczne i finansowe inflacja może okresowo kształtować się powyżej lub poniżej celu, w tym również poza określonym przedziałem odchyleń od celu". Podkreślane jest także explicite, że „w przypadku odchylenia inflacji od celu, Rada w sposób elastyczny określa pożądane tempo powrotu inflacji do celu, ponieważ szybkie sprowadzenie inflacji do celu może wiązać się z istotnymi kosztami dla stabilności makroekonomicznej lub finansowej".

Otwarcie ex ante komunikujemy więc, że przejściowo inflacja może się odchylać, nawet istotnie, od celu inflacyjnego i że niepożądane może być nadmiernie szybkie przywracanie inflacji do celu. Przypomnę, że w informacjach po posiedzeniach RPP już od września 2019 r. Rada stale zwracała uwagę, że na początku 2020 r. należy spodziewać się wzrostu inflacji, natomiast w horyzoncie oddziaływania polityki pieniężnej inflacja będzie się kształtować w pobliżu celu inflacyjnego.

Biorąc pod uwagę uwarunkowania makroekonomiczne, a jednocześnie realizowaną strategię średniookresowego celu inflacyjnego, nie ma więc obecnie, ale też nie było w przeszłości, podstaw do podwyższania stóp procentowych. Przypomnę, że jeszcze w styczniu 2019 r., a więc zaledwie przed rokiem, inflacja obniżyła się do 0,7 proc., spadając istotnie poniżej dolnej granicy odchyleń od celu inflacyjnego. Jednocześnie prognozy sygnalizowały stopniowe obniżanie tempa wzrostu gospodarczego w kolejnych kwartałach oraz wzrost inflacji w dalszej części roku. Wówczas także najlepszym działaniem była stabilizacja stóp.

Analogiczna sytuacja ma miejsce dzisiaj, gdy bieżąca inflacja odchyla się w górę od celu, tempo krajowego wzrostu gospodarczego się obniżyło, a perspektywy gospodarki światowej są obarczone niepewnością. Pamiętajmy, że efektem podwyżki stóp procentowych byłoby osłabienie dynamiki popytu, która dziś i tak się już obniża. Dlatego taka decyzja byłaby sprzeczna z dążeniem do wspierania zrównoważonego wzrostu gospodarczego, a jednocześnie tworzyłaby istotne ryzyko obniżenia inflacji poniżej celu w kolejnych latach.

Niestety takie błędy były popełniane przez niektóre banki centralne w przeszłości. Najbardziej jaskrawym przykładem tego jest choćby rok 2011, kiedy to Europejski Bank Centralny wiedziony wzrostem bieżącej inflacji napędzanym głównie przez wzrost cen ropy podwyższył dwukrotnie stopy procentowe. Rok później strefa euro znalazła się w głębokim kryzysie gospodarczym. I choć to nie polityka pieniężna była główną przyczyną tego kryzysu, to jej zacieśnienie rok wcześniej było ewidentnym błędem i czynnikiem, który ten kryzys zaostrzył. Do dziś niektóre kraje zmagają się z jego skutkami, a cała strefa euro ma problem z nadmiernie niską inflacją, czego efektem są także utrzymywane od ponad pięciu lat ujemne stopy procentowe.

Zrównoważony wzrost

Podsumowując, dzisiaj wszyscy musimy podejmować wysiłek, aby zachować zrównoważony wzrost gospodarczy i średniookresową stabilność cen. W tym celu niezmiernie ważne jest dobre zrozumienie przyczyn podwyższonej obecnie inflacji.

Musimy pogodzić się z tym, że w bieżącym roku roczny wskaźnik inflacji będzie istotnie wyższy od celu banku centralnego, co wynika z oddziaływania czynników niezależnych od krajowej polityki pieniężnej. Wyższa inflacja ma jednak charakter przejściowy.

W dłuższej perspektywie stabilność cen i trwale niska inflacja nie jest zagrożona. Gdyby jednak takie zagrożenie miało się kiedyś pojawić, wówczas bank centralny podejmie odpowiednie działanie.

Opinia partnera: NBP

Opinie Ekonomiczne
Witold M. Orłowski: Gospodarka wciąż w strefie cienia
Opinie Ekonomiczne
Piotr Skwirowski: Nie czarne, ale już ciemne chmury nad kredytobiorcami
Ekonomia
Marek Ratajczak: Czy trzeba umoralnić człowieka ekonomicznego
Opinie Ekonomiczne
Krzysztof Adam Kowalczyk: Klęska władz monetarnych
Opinie Ekonomiczne
Andrzej Sławiński: Przepis na stagnację