Oto, przede wszystkim obywatel otrzymał wolność wycinania drzew w obrębie swojej prywatnej własności. Pies drapał własność. Ale wolność! To poważne zagrożenie przeoczone w głosowanej naprędce ustawie. A jak wolność to oczywiście ryzyko patologii. W kręgach PiS sprawa jest doskonale znana.

Trzeba więc prawo zmienić i właśnie to Prezes zapowiedział. Na dodatek nie byle gdzie, bo w radiu Białystok, niejako w cieniu Puszczy Białowieskiej. Szykuje się więc błyskawiczna zmiana. W jakim kierunku? Łatwo zgadnąć. Ponowne zakazy, pozwolenia i kary finansowe z więzieniem włącznie. Tylko tak – zdaniem ekspertów Prezesa – można uratować kraj przed holocaustem roślin zielonych.

Niestety, ratunek przychodzi za późno. Polacy zdążyli już dokonać siekierami zniszczeń, które można zakwalifikować jako niepowetowane starty. Na przykład na Ursynowie, przy pięknej ulicy Gawota wycięto ponad stu letnie, rosłe akacje. Rosnąca przy drodze piątka imponujących drzew (na jednym zawieszono tabliczkę pomnik przyrody) była ozdobą okolicy. Wystarczył miesiąc, by zostały po nich poharatane piłą kikuty.

Kto je ściął i dlaczego? Trudno ustalić winnego zbrodni. Z pewnym prawdopodobieństwem można założyć, że to Polacy, choć nie jest to wcale pewne. Znany jest również właściciel (miasto Warszawa) i pewnie zleceniodawca (samorząd). Niewiele ma to wiec wspólnego ze znowelizowaną ustawą, ale wyrzynka się dokonała. Co więcej, gdyby działka była w prywatnych rękach, może drzewom nikt by nie zagroził. Wniosek? Chyba nie wolność jest problemem tylko rozum. A tego szybką zmianą ustawy się nie naprawi.