Szymon Komasa: Mroczne strony polskiej miłości

Debiutanckim albumem solowym Szymon Komasa potwierdza, że jest kolejnym naszym artystą, który ma aspiracje i szansę na zaistnienie w świecie.

Aktualizacja: 18.03.2019 18:31 Publikacja: 18.03.2019 18:09

Szymon Komasa Polish Love Story CD, Warner Music Polska, 2019

Szymon Komasa Polish Love Story CD, Warner Music Polska, 2019

Foto: materiały prasowe

Przed laty Wojciech Młynarski napisał piękną, dramatyczną piosenkę „Polska miłość" – opis uczuć współczesnej kobiety. Przypomniała mi się teraz z dwóch powodów. Po pierwsze, Szymon Komasa zatytułował swoją płytę podobnie: „Polish Love Story".

Po drugie, jako członek wielce utalentowanej artystycznie rodziny – syn Giny, wokalistki Spirituals and Gospel Singers, brat reżysera Jana oraz wokalistki i kompozytorki Mary Komasa – może być bardziej kojarzony z piosenką, a nie z operą. Wiele ilustrowanych magazynów przy okazji wydania tej płyty ze zdumieniem skonstatowało, że Szymon Komasa zajmuje się muzyką poważną.

Jest do tego starannie przygotowany po nauce w jednej z najsłynniejszych uczelni świata – Juilliard School w Nowym Jorku. Zdobył kilka nagród na międzynarodowych konkursach wokalnych, ale jest też artystą poszukującym, który porusza się między muzyką dawną a współczesną. I w jednej, i w drugiej szuka jednak możliwości, by pokazać swą osobowość.

W ostatnim roku stworzył w Bytomiu świetną kreację w wydobytej z zapomnienia belcantowej operze „Don Desiderio" Józefa Michała Poniatowskiego, a jednocześnie wziął udział w projekcie spółki Masecki–Młynarski przypominającym przeboje Mieczysława Fogga z okresu dwudziestolecia międzywojennego. Dysponując podobnie jak on głosem barytonowym, stworzył najbliższe pierwowzorowi interpretacje piosenek Fogga.

Szymon Komasa lubi jednak zaskakiwać, czego przykładem jest ten solowy album. Zdecydowana większość młodych śpiewaków, otrzymawszy szansę nagrania pierwszej płyty, wybrałaby popisowe arie, zestaw operowych szlagierów. On tymczasem skupił się na mniej efektownych pieśniach polskich kompozytorów. Na dodatek większość tych utworów jest nieznana w świecie.

A jednak ryzyko się opłaciło. Mimo że mamy tu do czynienia ze zbiorem bardzo różnych utworów, że mógł powstać swoisty bryk z historii polskiej muzyki, Szymonowi Komasie udało się stworzyć bardzo spójny album o miłości – nostalgicznej, refleksyjnej, której często towarzyszy cień śmierci. Być może taka właśnie jest polska miłość. Piosence Wojciecha Młynarskiego też brakowało jaśniejszych tonów.

Wśród 18 wybranych utworów są rzeczy bardzo znane, wręcz kanoniczne: „Precz z moich oczu" Chopina, „Dziad i baba" Moniuszki, „Mów do mnie jeszcze" Karłowicza. Znamy je z dziesiątków wykonań. Szymon Komasa na nikim się jednak nie wzoruje.

To są interpretacje bardzo osobiste, a przy tym naturalne. Artyście udało się zachować pewien intymny ton, nawet w balladzie „Dziad i baba" ujawnia komediowo-aktorski talent. Podobnie jest z pięknymi sonetami Szekspira , do których muzykę skomponował Tadeusz Baird, a które on zaśpiewał inaczej niż jego wielcy poprzednicy: Andrzej Hiolski czy Jerzy Artysz.

Ważną rolę w wykreowaniu klimatu całej płyty odegrał towarzyszący Komasie przy fortepianie Oskar Jezior. Warto też zwrócić uwagę na dokonane tu przez obu muzyczne odkrycia. W tym zestawie znalazły się bowiem także dwie zapomniane pieśni Grażyny Bacewicz oraz niesłychanie rzadko wykonywana „Tarantella" skomponowana przez Witolda Lutosławskiego do angielskiego tekstu Hilaire'a Belloca.

Świetną pointą jest finałowy „Lament Hansa", fragment z opery „Czarodziejska góra" Pawła Mykietyna, w której Szymon Komasa stworzył pamiętną kreację jako Hans Castorpa, konfrontując ją zresztą z inną, całkowicie odmienną, a także udaną rolą w Operze Nova w Bydgoszczy – Mefistofelesa w romantycznym „Potępieniu Fausta" Berlioza.

Ostatnich kilka sezonów Szymon Komasa spędził, występując głównie w kraju, spłacając w ten sposób stypendium otrzymane na zagraniczne studia. Teraz zamierza mocniej zaistnieć w świecie, tak jak robi to obecnie spore grono młodych polskich śpiewaków. On ma wszelkie dane, by mu się udało.

Przed laty Wojciech Młynarski napisał piękną, dramatyczną piosenkę „Polska miłość" – opis uczuć współczesnej kobiety. Przypomniała mi się teraz z dwóch powodów. Po pierwsze, Szymon Komasa zatytułował swoją płytę podobnie: „Polish Love Story".

Po drugie, jako członek wielce utalentowanej artystycznie rodziny – syn Giny, wokalistki Spirituals and Gospel Singers, brat reżysera Jana oraz wokalistki i kompozytorki Mary Komasa – może być bardziej kojarzony z piosenką, a nie z operą. Wiele ilustrowanych magazynów przy okazji wydania tej płyty ze zdumieniem skonstatowało, że Szymon Komasa zajmuje się muzyką poważną.

Pozostało 84% artykułu
2 / 3
artykułów
Czytaj dalej. Subskrybuj
Kultura
Decyzje Bartłomieja Sienkiewicza: dymisja i eurowybory
Kultura
Odnowiony Pałac Rzeczypospolitej zaprezentuje zbiory Biblioteki Narodowej
Kultura
60. Biennale Sztuki w Wenecji: Złoty Lew dla Australii
Kultura
Biblioteka Narodowa zakończyła modernizację Pałacu Rzeczypospolitej
Kultura
Muzeum Narodowe w Krakowie otwiera jutro wystawę „Złote runo – sztuka Gruzji”