13 firm i konsorcjów zgłosiło się do konkursu Narodowego Centrum Badań i Rozwoju (NCBiR) na opracowanie i produkcję innowacyjnego elektrycznego autobusu. Kontrakt może być wart ponad 3 mld zł.
To drugie podejście do przedsięwzięcia, które ma stać się kołem zamachowym polskiej elektromobilności. W prowadzonym przez NCBiR programie E-bus udział zadeklarowały 62 samorządy, które zamierzają kupić prawie 800 autobusów elektrycznych do 2020 roku oraz 1500 do 2023. Pierwszy konkurs, rozstrzygnięty w lutym obecnego roku, zakończył się fiaskiem i kompromitacją organizatorów: do realizacji projektu wybrany został balansujący na krawędzi bankructwa Ursus.
Czytaj także: Wenecja zamówiła 30 elektrycznych Solarisów
Według ekspertów rynku, także powtarzany teraz konkurs może okazać się loterią. – Nie spodziewam się dużych różnic w obecnym rozdaniu, choć aby ten projekt dało się skomercjalizować, trzeba naprawić popełnione wcześniej błędy – twierdzi Aleksander Kierecki, szef branżowej firmy analitycznej JMK i specjalistycznego portalu Infobus. To jednak okaże się dopiero wtedy, gdy opublikowana zostanie tzw. specyfikacja istotnych warunków zamówienia (SIWZ). Ta w pierwszym konkursie skutecznie odstraszyła kluczowych graczy: m.in. Solarisa i Volvo, które nie zdecydowały się na złożenie ostatecznej oferty. Warunki konkursu nie były realistyczne biznesowo: wątpliwości miało budzić m.in. przeniesienie praw autorskich i własności przemysłowej na zamawiającego, kwestie związane z komercjalizacją, harmonogramem, a także sprawy techniczne i serwisowe. Producentom narzucono m.in. dokładne rozwiązania techniczne. I choć od początku realizacji projektu „Bezemisyjny transport publiczny" wiodące na rynku firmy brały czynny udział w dialogu technicznym, to ich uwagi nie zostały uwzględnione w ostatecznej specyfikacji przetargowej.