LOT nie ujawnia wartości kontraktu z Colianem, w ramach którego wkrótce jeszcze jeden embraer ma być pomalowany w wafelki, a trzeci w śliwkę nałęczowską (którą również produkuje Colian). Wiadomo jednak, że taka polityka jest popularna wśród przewoźników.
Linie lotnicze zarabiają bowiem nie tylko na przewozie pasażerów i towarów. Ważna część ich przychodów to tzw. przychody dodatkowe, czyli np. opłaty za bagaż, wpływy ze sprzedaży na pokładzie czy właśnie reklamy.
Masło z kocią mordką
W 2018 r. na świecie przewoźnicy mieli z tego tytułu wpływy w wysokości 92,9 mld dol., czyli ponad 10 proc. przychodów ogółem. W Europie przewoźnicy tradycyjni, tacy jak Lufthansa, Swiss, czy LOT, zebrały z różnych dodatkowych źródeł 25,6 mld dol.
Nieźle radzą sobie przewoźnicy niskokosztowi, zwłaszcza brytyjski easyJet, niemiecki Eurowings, norweski Norwegian i węgierski Wizz Air. Średnia zeszłoroczna na pasażera z tytułu opłat dodatkowych wyniosła 21 dol. I będzie rosła w sytuacji, kiedy ostra konkurencja nie pozwala na podnoszenie cen biletów. Ryanair ma wkrótce oferować bilety po złotówce. Tyle że trzeba będzie dodatkowo zapłacić nawet za najmniejszy bagaż (torebkę, laptop) wnoszony na pokład.
– LOT nie podaje informacji o wpływach dodatkowych w swoich wynikach finansowych. Ale w przypadku tej linii szacuję je na 5–6 proc. przychodów – mówi Jay Soerensen, prezes Ideaworks Company, firmy zajmującej się obliczaniem przychodów linii lotniczych na świecie. To znaczy, że zeszłoroczne przychody LOT z tego tytułu mogły wynieść ok 300 mln zł przy założeniu, że przychody linii wyniosły 6,1 mld zł (przed audytem).