To dlatego przewoźnicy wybierają najróżniejsze kombinacje, byle tylko nie tracić chińskiego rynku. Żadna zagraniczna linia lotnicza nie ma prawa przywożenia pasażerów do Pekinu, bo chińskie władze za wszelką cenę chcą chronić stolicę przed zachorowaniami. Natomiast bez problemów może ich wywozić za granicę. Dlatego linie robią najróżniejsze kombinacje. Większość, tak jak LOT, stara się polecieć na lotnisko, które jest jak najbliższe stolicy. To Tianjin, dokąd polski przewoźnik lata co 2 tygodnie. Stamtąd pasażerowie udają się na obowiązkową kwarantannę, podczas której hotel i testy opłacają sami. Zazwyczaj jest to wydatek w wysokości ok. 2 tysięcy złotych. Z Tianjinu można już pociągiem (20-50 złotych) albo taksówką (200-240 złotych) pojechać do oddalonej o 128 km stolicy Chin. Jak powiedział „Rzeczpospolitej” rzecznik LOT-u Krzysztof Moczulski, bezpośrednie rejsy na trasie Warszawa- Pekin są planowane na sezon zimowy.

Lufthansa inaczej wyszła z chińskich ograniczeń. Raz w tygodniu lata do Shenyangu na północy kraju i stamtąd do Pekinu, skąd już bezpośrednio leci do Frankfurtu. Trasa wygląda tak: wylot z Frankfurtu we wtorki, lądowanie w Shenyangu w środę, we czwartek rejs do Pekinu i w sobotę z Pekinu powrotny do Frankfurtu. Przy tym pasażerowie mogą rezerwować rejsy Frankfurt-Shenyang i Pekin-Frankfurt. Na trasie Shenyang-Pekin samolot (A340) leci na pusto. Niemcy latają również raz w tygodniu z Frankfurtu do Szanghaju i Nanjingu.

Dlaczego Lufthansa wybrała Shenyang? Bo w tym mieście jest fabryka BMW Brilliance Automotive i do Chin nie tylko podróżują ludzie, ale i transportowane są komponenty do produkcji samochodów.

Na inne rozwiązanie zdecydowały się Air France, które tak jak LOT latają do Tjanjinu, ale stamtąd do Pekinu i dalej do Paryża. Z kolei KLM wybrały trasę Amsterdam-Chengdu-Pekin-Amsterdam. A Ethiopian Airlines latają Addis Abeby do Pekinu na pusto i dopiero tam biorą pasażerów. Inni zagraniczni przewoźnicy po prostu zawiesili rejsy i czekają na ponowne otwarcie Pekinu. To jednak może się okazać ryzykowną polityką, bo nie wiadomo, czy Chińczycy utrzymają prawa do takich lotów dla tych przewoźników, którzy zawiesili połączenia na wiele miesięcy. Zapewne w tych wszystkich przypadkach większość przychodów pochodzi z przewozów cargo, ale i bilety na trasach do Chin są bardzo drogie. Bilet Warszawa-Tianjin-Warszawa w klasie ekonomicznej to wydatek ponad 5 tys. złotych. Jest to dwukrotnie więcej niż przed pandemią. Podobne są ceny oferowane przez Austrian Airlines i Finnaira, z tym że podróż jest z przesiadką odpowiednio w Wiedniu i Helsinkach.

Tym ograniczeniom nie podlegają chińskie linie lotnicze. Air China przylatuje do Warszawy w każdy piątek. Ale zdobycie biletu na to połączenie graniczy z cudem, a ceny są takie same, jak u konkurencji.