To dlatego przewoźnicy wybierają najróżniejsze kombinacje, byle tylko nie tracić chińskiego rynku. Żadna zagraniczna linia lotnicza nie ma prawa przywożenia pasażerów do Pekinu, bo chińskie władze za wszelką cenę chcą chronić stolicę przed zachorowaniami. Natomiast bez problemów może ich wywozić za granicę. Dlatego linie robią najróżniejsze kombinacje. Większość, tak jak LOT, stara się polecieć na lotnisko, które jest jak najbliższe stolicy. To Tianjin, dokąd polski przewoźnik lata co 2 tygodnie. Stamtąd pasażerowie udają się na obowiązkową kwarantannę, podczas której hotel i testy opłacają sami. Zazwyczaj jest to wydatek w wysokości ok. 2 tysięcy złotych. Z Tianjinu można już pociągiem (20-50 złotych) albo taksówką (200-240 złotych) pojechać do oddalonej o 128 km stolicy Chin. Jak powiedział „Rzeczpospolitej” rzecznik LOT-u Krzysztof Moczulski, bezpośrednie rejsy na trasie Warszawa- Pekin są planowane na sezon zimowy.