Takie warunki finansowania, bez obowiązku środków kompensacyjnych ograniczających działalność polskiego przewoźnika, umożliwiła dobra kondycja LOT-u sprzed pandemii. Pożyczka pochodzi z Polskiego Funduszu Rozwoju i jest oprocentowana. — Wiemy, jak wrócić na ścieżkę intensywnego rozwoju i to zrobimy – zapewnia Rafał Milczarski, prezes LOT-u.
— Jeszcze tego by brakowało, żeby Bruksela domagała się od LOT-u cięcia siatki czy uziemienia samolotów. Przecież LOT po otrzymaniu pomocy publicznej 8 lat temu odbudowywał się praktycznie od zera. Zrobił to tak skutecznie, że gdyby nie było pandemii nie miałby w tym roku jakichkolwiek problemów z osiągnięciem pułapu 12 mln przewiezionych pasażerów. A i wyniki finansowe w ostatnim roku przed COVID-19 były zaskakująco dobre, zważywszy szybki i kosztowny rozwój siatki. Na rynku mówiło się, że będzie to kilka-kilkanaście milionów złotych, tymczasem przychody wzrosły o miliard. To był już naprawdę ostatni moment na udzielenie tej pomocy – uważa Adrian Furgalski, prezes Zespołu Doradców Gospodarczych TOR.
Czytaj także: LOT wysyła swoje największe samoloty do Londynu. Są zapełnione po brzegi
— Te pieniądze LOT-owi się po prostu należały — wtóruje mu Sebastian Mikosz, wiceprezes Międzynarodowego Zrzeszenia Przewoźników Powietrznych (IATA). — Przecież LOT nie dlatego miał samoloty na ziemi, że nie chciał latać, tylko był to wynik decyzji administracyjnych, na które linia nie miała wpływu. Tu nie chodzi o wspieranie biznesu, ale o przetrwanie — dodaje Sebastian Mikosz.
- Głównym kosztem działalności linii lotniczych są opłaty leasingowe za samoloty, które wnoszone są do zagranicznych instytucji finansowych. W związku z kryzysem wynegocjowaliśmy ich znaczącą obniżkę tak, abyśmy mogli wystąpić pomoc publiczną, a następnie jak najszybciej wypracować jej zwrot – mówi Rafał Milczarski, prezes LOT-u.