Spójrzmy na szczegóły proponowanych rozwiązań. Nabywcą ziemi od 1 maja br. będzie mógł być tylko rolnik indywidualny. W rozumieniu ustawy jest to osoba posiadająca kwalifikacje rolnicze, która od 5 lat mieszka na terenie gminy, gdzie posiada działkę rolną. Jeśli do tego rolnik posiada przynajmniej 20 hektarów, to dochód z działalności rolniczej musi stanowić przynajmniej co czwartą zarobioną przez niego złotówkę.
Wyłączeń spod tej ogólnej zasady jest niewiele. Z grona nie rolników działkę rolną będzie mogła nabyć np. jednostka samorządu terytorialnego (np. gmina), skarb państwa, osoba bliska zbywcy lub osoba dziedzicząca po zmarłym rolniku. W innych przypadkach na transakcję będzie musiał się przeważnie zgodzić prezes ANR. Ten wyda decyzję pozytywną, jeśli zbywca udowodni, że nikomu innemu niż nie rolnikowi ziemi nie może sprzedać.
O zgodę będzie mógł też wystąpić nie rolnik, który udowodni, że będzie dobrze gospodarował i przez 5 lat będzie mieszkał na terenie gminy, gdzie planuje rozpocząć działalność rolniczą. Gdyby tego wszystkiego było mało, nawet jeśli nabywcą ziemi będzie rolnik, musi on przez 10 lat uprawiać ziemię i do tego nie będzie mógł on jej w tym czasie wydzierżawić czy sprzedać. W wyjątkowych sytuacjach na sprzedaż zgodę wydawać będzie sąd. Efekt? Nowa ustawa niemal uniemożliwi spekulacje ziemią.
Bardzo utrudniony zostanie bowiem zakup ziemi rolnej przez nie rolników - np. osoby z miast, które kupują ziemię w celach inwestycyjnych lub po to, aby w przyszłości zamieszkać bliżej natury. Trzeba się więc od maja spodziewać spadku liczby zawieranych transakcji, a także spadków wycen ziemi. Z danych wynika bowiem, że przez ostatnią dekadę ceny ziemi rolnej rosły trzy razy szybciej niż zyskowność produkcji rolnej.
Do tego warto też przytoczyć przykład Francji, gdzie obrót ziemią rolną jest mocno regulowany, ceny są wyraźnie niższe niż w Polsce. W 2012 roku za przeciętny hektar płacono tam 5430 euro (nowszych danych brak). Najnowsze szacunki Lion's Bank sugerują natomiast, że w Polsce za hektar ziemi płacono w drugim kwartale 2015 roku 33,6 tys. zł (równowartość 7,7 tys. euro), czyli 41,8 proc. więcej niż we Francji.
Państwo nie sprzeda