Pod koniec ubiegłego roku w Zamku Królewskim zostało zawarte porozumienie pomiędzy rządem oraz Fundacją Książąt Czartoryskich. Jego konsekwencją było przejęcie przez państwo kolekcji 86 tys. dzieł sztuki, m.in. „Damy z gronostajem" Leonarda da Vinci i „Krajobrazu z miłosiernym Samarytaninem" Rembrandta.

Całość kolekcji wyceniono na 8 mld zł, została sprzedana państwu za 100 milionów euro, a następnie przekazana przez ministra kultury (wraz z budynkami Fundacji) Muzeum Narodowemu w Krakowie. Książę Czartoryski zrezygnował też m.in. z roszczeń do innych nieruchomości.

W wywiadzie udzielonym konserwatywnej gazecie hiszpańskiej „ABC" książę Czartoryski stwierdził, że w trakcie negocjacji doszło do „układu z ministerstwem". „Naród polski, w świetle obecnego prawa, ma prawo konfiskować wszystko, co uznaje za mające znaczenie historyczne dla kraju, jeśli jest źle utrzymywane. Ja miałem nad głową miecz Damoklesa: mogli mi skonfiskować wszystko. I wówczas powtórzyłaby się historia jak za czasów nazizmu i komunizmu. Rząd polski chciał zamknąć umowę przed końcem roku z racji na rozliczenia krajowe. W ciągu jednego miesiąca dokonano tego, co powinno było zająć sześć miesięcy" – opisał arystokrata. Następnie dodał: „mogliby (nie mówię, że by tak zrobili)".

Słowa te skomentował w RMF FM wicepremier prof. Piotr Gliński, który dopinał warunki umowy z fundatorem Fundacji XX Czartoryskich.

– Przyznaję, mamy pod Ministerstwem Kultury głębokie lochy, gdzie żywym ogniem przypalaliśmy księcia i używaliśmy wielu innych argumentów. A tak poważnie – kosztowało nas to tylko kilka obiadów, tańszych na pewno niż te ośmiorniczki. Sensowne, spokojne rozmowy i konkretna propozycja, która została przyjęta – powiedział Robertowi Mazurkowi wicepremier.