Zgromadzenie Księży Misjonarzy, do którego kapłan należy, od kilku miesięcy ma z nim spory problem. Udział w wiecach narodowców i kontrowersyjne wypowiedzi ks. Międlara były m.in. powodem tego, że pod koniec 2015 r. przeniesiono go z parafii we Wrocławiu do Zakopanego. Tam duchowny był zaledwie kilka dni.
Gdy wystąpił na wiecu Obozu Narodowo-Radykalnego pod pomnikiem Józefa Kurasia, przełożeni umieścili kapłana w klasztorze. Ale 16 kwietnia tego roku był w Białymstoku na uroczystościach 82. rocznicy powstania ONR. W katedrze mówił w kazaniu m.in. o tym, że Polska jest ogarnięta „nowotworem złośliwym". „Ten nowotwór wymaga chemioterapii (...) i tą chemioterapią jest bezkompromisowy narodowo-katolicki radykalizm" – grzmiał.
Homilia wywołała krytyczną reakcję władz kościelnych. Białostocka kuria przeprosiła za incydent, a przewodniczący Episkopatu Polski abp Stanisław Gądecki w oświadczeniu wyraził „zdecydowaną dezaprobatę dla wykorzystania świątyni do głoszenia poglądów obcych wierze chrześcijańskiej". Sprawą kazania zajęła się też prokuratura.
Po wystąpieniu w Białymstoku władze zakonne wydały ks. Międlarowi zakaz „jakichkolwiek wystąpień publicznych oraz organizowania wszelkiego rodzaju zjazdów, spotkań i pielgrzymek, a także wszelkiej aktywności w środkach masowego przekazu".
Ksiądz początkowo się podporządkował, ale w lipcu zakaz złamał. Opublikował kilka tekstów w tygodniku „Warszawska Gazeta", uruchomił kanał na YouTubie, zamieścił kilka obraźliwych wpisów na Twitterze. W rozmowie z „Rzeczpospolitą" tłumaczył, że złamał zakaz, bo ma „prawo stawać w obronie swojego dobrego imienia" oraz w obronie przyjaciół.