Krytyka dotyczy nie tylko samych czynów krzywdzących dzieci i młodzież, ale coraz wyraźniej także niewłaściwych działań przełożonych kościelnych a nawet ich bezczynności, jak również ukrywania faktów przez innych księży oraz świeckich.
Skrajne narracje
W przestrzeni publicznej w Polsce, funkcjonują dwie skrajne narracje. Z jednej strony broni się Kościoła w Polsce wskazując, że całemu skandalowi winne jest lobby homoseksualne w Kościele, które korzysta z bezkarności. Są głosy, które powołują się na przekonanie, że polski Kościół nie ma takiego problemu jak Zachód, bo u nas komunizm zlikwidował szkolnictwo katolickie, internaty, zakłady wychowawcze itp., przez co został wyeliminowany instytucjonalny, słabo kontrolowany dostęp księży i zakonników do dzieci i młodzieży. Inni argumentują, że polską religijność – inaczej niż na „zlaicyzowanym” Zachodzie – cechuje mocna więź wiernych z duchowieństwem, która miałaby zdecydowanie osłabiać ryzyko występowania takich przestępczych działań. Poza tym, zdaniem niektórych, radzimy sobie w Polsce lepiej niż w innych krajach, bo już od 2009 r. mamy własne wytyczne i robimy, co należy, by umożliwić osobom poszkodowanym zgłoszenie doznanej krzywdy, a od 2015 r. mamy wyszkolonych delegatów i duszpasterzy oraz dokument o prewencji, który stopniowo jest wprowadzany w życie i na szeroką skalę – jak żadna inna instytucja w Polsce – szkolimy duchowieństwo w zakresie ochrony dzieci.
Z drugiej strony lansowana jest narracja, że przyczyną „pedofili w Kościele” jest celibat, co miałoby uzasadniać poglądowi, że wykorzystywanie seksualne małoletnich jest przede wszystkim problemem duchowieństwa katolickiego, zaś przełożeni kościelni nic z tym nie robią, chronią sprawców, przenosząc ich z parafii do parafii, nie słuchają ofiar, a nawet się z nimi nie spotykają. Nabożeństwa w intencji ofiar to obłuda i udawanie, że coś się dla ofiar robi. Zdaniem niektórych rozwiązania kryzysu należy szukać we włączeniu świeckich, zwłaszcza kobiet, w zarządzanie Kościołem. Pomysłów tak po jednej jak i po drugiej stronie na to, jak Kościoła bronić lub jak go atakować jest z pewnością jeszcze więcej. Zwolennicy jednej i drugiej narracji okopali się w swoich uprzedzeniach i zrozumienie zjawiska wciąż się oddala ze szkodą dla oczyszczania się Kościoła i ze szkodą dla całościowej profilaktyki nie tylko w Kościele, ale przede wszystkim w społeczeństwie.
Narastająca złość
Tematyką wykorzystania seksualnego w Kościele zajmuję się od około 10 lat, ale nie dlatego, że ktoś mnie „mianował”, tylko dzięki różnym spotkaniom. Zależało mi, i nadal zależy, aby Kościół, którego jestem częścią, wyciągnął wnioski z doświadczeń złych i dobrych w USA, Irlandii, w Niemczech i w innych krajach, gdzie krzywdzenie dzieci przez duchownych zostało zauważone wcześniej i gdzie mimo błędów i dramatycznych zahamowań podjęto szereg dobrych działań, aby naprawiać krzywdy z przeszłości ułatwiając zdrowienie ofiar, podejmować dialog przełożonych z wiernymi i tworzyć system prewencji, aby skutecznie chronić dzieci i młodzież przed potencjalną krzywdą również poza środowiskiem kościelnym. Ze smutkiem muszę powiedzieć, że jako Kościół w Polsce nie uczymy się wiele od innych. Nie zrobiliśmy jak dotąd skutecznego rozeznania skali zjawiska i ten brak niepokoi sumienia wielu wierzących. Nie znając skali zjawiska, nie jesteśmy w stanie przeprowadzić analizy czynników ryzyka typowych dla Kościoła w Polsce, w tym specyfiki kultury klerykalnej i co za tym idzie mamy bardzo utrudnione budowanie koherentnego systemu prewencji. Pomimo wyszkolenia dużej grupy delegatów ze wszystkich diecezji i z wielu prowincji zakonnych, dane kontaktowe większości z nich nie są opublikowane. Mimo uwrażliwiania, że osobę skrzywdzoną należy przyjąć, wysłuchać i zapewnić jej pomoc, co jest zapisane również w Wytycznych, to zdarza się, że gdy osoba zgłaszająca swoją krzywdę jest dorosła, traktuje się ją jak przeciwnika, a nie jak osobę, która pomaga Kościołowi się oczyścić. Bywa, że związana z tym ponowna trauma odnawia całe cierpienie i upokorzenie. Nie wszędzie jest oferowana pomoc psychologiczna, prawna i duszpasterska. Dlaczego tak się dzieje – do końca nie wiem. Myślę jednak, że oprócz typowych również dla innych kościołów mechanizmów obronnych, sporym utrudnieniem jest wyobrażenie o jakiejś szczególnej misji polskiego Kościoła wobec zlaicyzowanego Zachodu.
Wobec nie dających się ukryć błędów i wobec milczenia przełożonych kościelnych, w społeczeństwie, którego większość należy do Kościoła, narasta złość i oburzenie, i oczekiwanie na jasną odpowiedź na zło, które potwierdzone przez wyroki sądowe, jest ujawniane z wieloma szczegółami. Nie jest jednak prawdą, że nic się nie robi, że nikt nie słucha ofiar, że wszyscy w Kościele boją się rozpoznania skali zjawiska. Są diecezje i zakony, gdzie niezależnie od tego, jaką dany delegat ma funkcję, z pełną wrażliwością słucha ofiar, zapewnia wsparcie i w sposób kompetentny podejmuje swoje zadania. Wielu delegatów prowadzi lub organizuje szkolenia w różnym wymiarze godzin i w różnych konfiguracjach. Część szkół katolickich jest coraz bardziej świadoma zadań związanych z ochroną dzieci i młodzieży i wprowadza własne programy.