To wszystko konsekwencja przyjęcia kontrowersyjnej nowelizacji ustawy o IPN. Ustawa został podpisana przez prezydenta, ale wysłana do Trybunału Konstytucyjnego w trybie kontroli następczej. I to właśnie TK daje w tym momencie największe szanse na deeskalację politycznego sporu, który jest też głównym tematem politycznym w kraju.
Jego nowa odsłona zaczęła się w sobotę. W Monachium dziennikarz Ronen Bergman z dziennika „Jedijot Achronot" opowiedział premierowi Mateuszowi Morawieckiemu o swojej prześladowanej przez Polaków w trakcie okupacji matce. I stwierdził, że nowa ustawa o IPN sprawi, iż opowiadanie takich historii będzie karane. – Oczywiście nie będzie to karane, nie będzie to postrzegane jako działalność przestępcza, jeśli ktoś powie, że byli polscy sprawcy. Tak jak byli żydowscy sprawcy, tak jak byli rosyjscy sprawcy czy ukraińscy – nie tylko niemieccy – odparł szef polskiego rządu.
Słowa te wywołały falę oburzenia w Izraelu. Pojawiło się też oświadczenie Ronalda S. Laudera, przewodniczącego Światowego Kongresu Żydów (WJC), który stwierdził, że wypowiedź Morawieckiego jest „absurdalna i niesumienna".
W niedzielę rząd podjął próbę wyjaśnienia. „Głos Premiera Mateusza Morawieckiego w dyskusji w Monachium w najmniejszym nawet stopniu nie służył negowaniu Holokaustu ani obciążaniu Żydowskich Ofiar jakąkolwiek odpowiedzialnością za niemieckie ludobójstwo" – czytamy w specjalnym oświadczeniu.
W niedzielę doszło też do rozmowy premiera Morawieckiego z premierem Beniaminem Netanjahu. Zgodnie z komunikatem izraelskiego rządu premier Izraela powiedział, że określenie zastosowane przez Morawieckiego jest nieakceptowalne.