Korwin-Mikke odnosi się do wypowiedzi Krzysztofa Bosaka, innego posła Konfederacji, który w rozmowie w Poranku Rozgłośni Katolickich „Siódma 9” powiedział m.in. że "to nie jest tak, że rynek pracy ma nam dyktować, co my mamy zrobić ze swoim państwem". - My musimy być gotowi swoje państwo prowadzić przy pomocy swoich własnych obywateli. Jeżeli rynek pracy i gospodarka rozwija się bardziej dynamicznie, niż sama populacja narodu polskiego zamieszkująca to terytorium polskie, no to wtedy może trzeba po prostu nieco spowolnić tworzenie nowych miejsc pracy, póki urodzi się więcej dzieci - dodał. Podobne poglądy Bosak przedstawił w środowej rozmowie z Jackiem Nizinkiewiczem, której można wysłuchać tutaj.
"Przez kilkadziesiąt lat słuchałem narzekań (również narodowców), że Polacy wyjeżdżają za granice i zamiast budować Polskę wzbogacają różnych Angoli czy Żabojadów. Teraz gdy przyjeżdżają imigranci, by pracować na nas - to też źle..." - zauważa Korwin-Mikke.
Polityk dodaje, że "jeśli przyjeżdżają ludzie chcący uczciwie pracować – to bardzo dobrze". Przedstawia jednak trzy warunki jakie musi spełniać taka imigracja.
Po pierwsze - zdaniem Korwin-Mikkego - imigrantów zarobkowych trzeba traktować jak "Włodzimierza Lenina w Szwajcarii czy Polaka w Saksonii w XIX wieku". "Czyli: żadnych zasiłków, stypendiów i w ogóle 'opieki państwowej'; muszą się utrzymywać sami" - wyjaśnia dodając, że tacy imigranci nie muszą pracować, mogą ich bowiem utrzymywać "krewni zza granicy".
Drugim warunkiem jest nieprzyznawanie imigrantom "żadnych praw politycznych". "Jedynie - po jakimś czasie zamieszkiwania w jednej miejscowości i nabyciu w niej nieruchomości - prawo głosu w wyborach lokalnych" - dodaje.