Kozubal: Zakaz marszu nic nie zmieni

Hanna Gronkiewicz-Waltz podejmując decyzję o zakazie organizacji Marszu Niepodległości popełniła błąd.

Aktualizacja: 07.11.2018 17:37 Publikacja: 07.11.2018 17:15

Kozubal: Zakaz marszu nic nie zmieni

Foto: Fotorzepa/ Jerzy Dudek

Odchodząca prezydent miasta zagrała pod publiczkę, a jej decyzja i tak nic nie zmieni – zwolennicy manifestowania patriotyzmu w osobliwy sposób, czyli w huku petard i palonych rac, i tak przejdą przez centrum stolicy 11 listopada. Tyle, że ich zachowania mogą być bardziej nieprzewidywalne.

Marsz Niepodległości od kilku lat budził i pewnie nadal będzie budził emocje. Taka forma manifestowania rocznicy odzyskania niepodległości została zawłaszczona przez środowiska narodowe. Na tych manifestacjach od początku obecni byli zarówno zwolennicy skrajnych ugrupowań prawicowych, środowisk kibicowskich, ale większość jego uczestników stanowili ludzie dla których biało – czerwona coś znaczy – przychodzili na nie rodziny z dziećmi. Niestety organizatorzy nie byli w stanie oderwać się od wizerunku wydarzenia opanowanego przez zwykłych bandytów, którzy kilka lat temu podpalili wóz transmisyjny stacji telewizyjnej, a w kolejnych latach nieśli transparenty z hasłami rasistowskimi, ale  którzy przecież stanowili najbardziej widoczną mniejszość tego marszu.

Decyzja prezydent miasta wynika po części z założenia, że i w tym roku może dojść do przypadków łamania prawa, być może mogły na to wskazywać sygnały przekazywane władzom miasta ze strony policji np. o konieczności wygrodzenia pobliskich dróg betonowymi płotami i obawami o dokonanie zamachu terrorystycznego. To mogłoby wskazywać, że organizatorzy mogą nie zapanować nad tym zgromadzeniem i może dojść do niesprecyzowanych prowokacji. Zakaz ma więc podłoże prewencyjne.

Pewne jest to, że decyzja Hanny Gronkiewicz – Walt zostanie zaskarżona do sądu. To on rozważy racje i wskaże na ile pewne założenia mogą skutkować wprowadzeniem zakazu manifestowania. Nie ma jednak pewności, kiedy takie orzeczenie będzie gotowe.

Niezależnie od tego pewne jest, że manifestacja 11 listopada odbędzie się - zapowiadają to bowiem organizatorzy. Tyle, że sam fakt jego delegalizacji może przyciągnąć do centrum Warszawy środowiska skrajne – skłonne do rozrób, a z drugiej strony do zablokowania przemarszu.

Dlatego policjanci i tak tę manifestację będą musieli zabezpieczyć. Wątpię, aby zakładali, że dojdzie do "zwarcia" czyli do jej pacyfikacji. Problem polega "jedynie" na tym, że policja będzie działała w bardziej ekstremalnych warunkach, przy braku jednoznacznie wskazanego organizatora, z którym mogłaby współpracować i którego można byłoby też obciążyć odpowiedzialnością za ewentualne skutki zamieszek.

Policja będzie musiała odnaleźć się w większym ogniu chaosu.

Tylko od mądrości organizatorów marszu, którzy przecież mają już przygotowane służby porządkowe oraz policji będzie teraz zależało, czy tego dnia na ulicach stolicy będzie bezpiecznie.

Należy tylko w to ufać.

Komentarze
Jędrzej Bielecki: Migracja w UE, czyli pyrrusowe zwycięstwo Kaczyńskiego nad Tuskiem
Materiał Promocyjny
Tajniki oszczędnościowych obligacji skarbowych. Możliwości na różne potrzeby
Komentarze
Michał Szułdrzyński: Jak zostać memem? Podbój internetu w stylu Jacka Protasiewicza zawsze kończy się tak samo
Komentarze
Michał Szułdrzyński: Po ataku Iranu na Izrael. Zachód musi być i policjantem, i strażakiem
Komentarze
Joanna Ćwiek-Świdecka: Prawo do aborcji nie równa się obowiązkowi jej przeprowadzenia
Komentarze
Marzena Tabor-Olszewska: Co nas – kobiety – irytuje w temacie aborcji