Z pewnością nie do indywidualnych liderów, choćby byli nawet noblistami. Nie do organizacji związkowych z tamtych czy współczesnych czasów, nie do samozwańczych liderów polskich zrywów wolnościowych, nie do purpuratów, laureatów czy autokratów. Dziedzictwo tamtych czasów należy do wolnych ludzi. Narodu, który wzbił się wtedy na niebotyczny

w skali swojej historii poziom, by sięgnąć po wolność i doprowadzić ojczyznę do niepodległości. Nie ma innych interpretacji. Każda inna prawda jest herezją, a każdy podręcznik, który przedstawi tę kwestię inaczej, będzie bezużytecznym śmieciem.

Owszem, autorami zapisu na dwóch tablicach ze sklejki, które stały się kulturowym dziedzictwem ludzkości, byli moi dwaj przyjaciele, a wtedy studenci Maciej Grzywaczewski i nieżyjący już śp. Aram Rybicki. Ale przecież nie oni układali postulaty. Te były dziełem wspólnym grupy ludzi. Ich treść ucierała się w dyskusjach liderów strajku, którymi byli – prócz Lecha Wałęsy – Joanna i Andrzej Gwiazdowie, Alina Pieńkowska, Bogdan Lis, doświadczeni działacze WZZ. Największy wkład w ich zredagowanie miał ponoć Bogdan Borusewicz. Były więc dziełem zbiorowym. I pewnie dlatego nikomu wtedy nie przyszło do głowy, by rościć sobie prawo do własności zarówno historycznej treści, jak i samego eksponatu.

Wbrew władzom stanu wojennego tablice przetrwały komunizm. Ocalono je, by mogły trafić do muzeum i zaświadczać przed całym światem o polskich chwilach wielkości. Chcemy tego czy nie, muzeum tym jest Europejskie Centrum Solidarności, placówka odwiedzana przez tłumy z wszystkich kontynentów. To jest wskutek jakiejś logiki historii ich dom.

Dlatego musi żenować dzisiejszy spór o miejsce ekspozycji tablic. To spór, którego paliwem jest bieżąca polityka. Partyjna maszynka napędzająca proces wyborczy, w którym nie ma granic instrumentalizacji wszystkiego co polityczne. Nawet świętości wydziera się z rąk do rąk, nie bacząc na ryzyko ich desakralizacji. Myślę, że mam prawo przeciw temu się buntować. Mam prawo powiedzieć: dość. Bo tradycja tamtych czasów to wszystko, co mamy. To mit założycielski naszej nowoczesnej państwowości. Chrońmy go przed zbrukaniem, bo innego Opatrzność nam nie zafunduje. Chrońmy tablice złożone w symbolicznej arce, póki ta arka istnieje. Bo historia dowodzi, że można ją wraz z zawartością stracić na zawsze.