By zobaczyć, jak duża zaszła zmiana, warto na początek przypomnieć, co dwa lata temu Jarosław Kaczyński mówił o konflikcie z Komisją Europejską o praworządność w „Gazecie Polskiej": „Elity europejskie nie są w stanie pogodzić się z demokratycznym wyborem Polaków. (...) zostaliśmy upoważnieni przez wyborców do obrony interesów Polski. Nie do podlizywania się komukolwiek, załatwiania czyichś interesów, tylko stania na straży interesów naszego kraju. Z tej drogi nie cofniemy się ani o krok".

Jednak po dwóch latach Kaczyński o Unii wypowiada się w innym tonie: „Planujemy dokonać zmian w prawie uzgodnionych z Komisją Europejską. To nie jest łatwe, ale unormowanie sytuacji tego wymaga". Podkreśla, że szanse na porozumienie z Brukselą wynoszą, jego zdaniem, nawet 80 proc. Ale wypowiada się o Unii w szerszym kontekście: „Widzimy również korzystną perspektywę współpracy w nowych unijnych realiach, jakie stworzy wyjście Wielkiej Brytanii. Berlin będzie w tych okolicznościach potrzebował stabilnych partnerów, którym zależy na racjonalnej polityce Unii, i tu otwiera się między nami pole do bliskiej współpracy". W dodatku w innym miejscu zaznacza: „Całą swoją polityczną drogę poświęciłem i nadal poświęcam na to, by Polska była jak najsilniej umocowana na Zachodzie, by była jego integralną częścią (...)". I ani słowa o tym, że Komisja Europejska atakuje naszą suwerenność, że nie ma prawa wtrącać się w reformę sądów, że broni interesów obcych krajów.

Tak radykalna zmiana języka może oznaczać, że Jarosław Kaczyński zdał sobie sprawę z konsekwencji, jakie może przynieść długotrwały konflikt z Brukselą i izolowanie Polski w Unii Europejskiej. Być może prezes zrozumiał, że dynamika zmian w UE będzie dla Polski niekorzystna i że nie da się być członkiem Unii jedną nogą. Jeśli chcemy mieć wpływ na to, co się dzieje we Wspólnocie – a po wyjściu Wielkiej Brytanii rola Polski może wzrosnąć – musimy przełamać obecny kryzys w relacjach z Brukselą. Wbrew temu, co twierdziło PiS przez ostatnie lata, w Unii wcale nie ma najwięcej do powiedzenia ten, który najgłośniej tupie i krzyczy, ale ten, kto potrafi tworzyć sojusze, iść na kompromisy, innymi słowy – prowadzić realną politykę europejską, a nie wyłącznie politykę gestów na użytek wewnętrzny.

Dla Polski zmiana retoryki PiS to więc dobra wiadomość. A ten, komu udało się przekonać do tej zmiany Jarosława Kaczyńskiego, naprawdę dokonał czegoś ważnego.