Istnieje zadziwiająca dysproporcja pomiędzy aktywnością poszczególnych członków obozu władzy. Z jednej strony minister zdrowia Łukasz Szumowski przyjmuje zaproszenia wszelkich możliwych mediów i wszędzie tłumaczy sytuację epidemiczną. Szef Kancelarii Premiera Michał Dworczyk – po tym jak wytknięto mu niekonsekwencję w wypowiedziach o przygotowaniu państwa do epidemii – skupił się na koordynowaniu zakupów sprzętu medycznego za granicą. Obok nich zespół ministrów gospodarczych pracuje nad tarczą antykryzysową. Na jego czele stoi Mateusz Morawiecki, który równocześnie ogłasza nowe obostrzenia narodowej kwarantanny. Nawet mając zastrzeżenia do metod i pomysłów, trudno wymienionym powyżej zarzucić, że z całą energią nie starają się walczyć ze skutkami epidemii.

Na tym tle negatywnie wyróżnia się prezydent Andrzej Duda. Gdy tysiące osób walczy z koronawirusem, on otwiera konto na TikToku i zachęca do gier elektronicznych. Złośliwie można by powiedzieć, że lepiej, by prezydent spędzał kwarantannę, oglądając filmiki na TikToku, zamiast wizytować w stylu Gierka zakłady pracy i otwierać linie produkcyjne płynu do odkażania rąk. Byłoby to nawet zabawne, gdyby nie fakt, że TikTok jest kontrolowany przez chiński rząd i zachodnia prasa wielokrotnie opisywała przykłady cenzury w tym serwisie – na przykład podczas relacjonowania zamieszek w Hongkongu. W dodatku Andrzej Duda ogłosił, że skoro można chodzić do sklepu, to można iść głosować. Pech chciał, że powiedział to dzień przed wprowadzeniem przez rząd kolejnych dolegliwych ograniczeń dotyczących robienia zakupów.

Nie mniej ważnym przykładem jest Jarosław Kaczyński, który teraz forsuje pomysł powszechnego głosowania korespondencyjnego. Czyżby to stosunek do wyborów stał się sygnałem oderwania od realiów, z którymi borykają się dziś miliony Polaków? I na tym tle i prezydent, i prezes negatywnie różnią się od tych przedstawicieli obozu władzy, którzy z kryzysem walczą.

Kilka dni po opublikowaniu tego tekstu zwrócił się do redakcji przedstawiciel z londyńskiego biura TikToka. Cieszymy się, że zespół odpowiedzialny za komunikację TikToka czyta „Rzeczpospolitą”. I chcemy dać naszym czytelnikom możliwość zapoznania się ze stanowiskiem firmy, która nie zgadza się z zarzutem, że jest kontrolowana przez chiński rząd. Jej przedstawiciel przesłał nam oświadczenie firmy z października 2019 roku, w którym zapewniano, że biura firmy znajdują się poza Chinami i nie podlegają chińskiemu prawu oraz że firma nie usuwa treści wrażliwych z punktu widzenia chińskich władz, jak również nigdy nie została poproszona przez rząd w Pekinie o usuwanie jakichkolwiek treści. Cały komunikat do przeczytania tutaj.

Miesiąc przed datą publikacji tego oświadczenia TikToka kilka światowych mediów zarzuciło takie praktyki tej platformie społecznościowej. Największym echem odbił się artykuł brytyjskiego dziennika The Guardian, który opisał instrukcje, jakie mieli otrzymać moderatorzy platformy zawierające listę niepożądanych treści (m.in. wydarzeń na placu Tiananmen czy niepodległości Tybetu).