Jeśli ktoś na co dzień spotyka biedę, upodlenie i wykluczenie społeczne, to dobrze wie, ile może znaczyć dla rodziny zasiłek w wysokości 500 złotych. Wie też, że życie w nędzy nie pachnie różami, często prowadzi do patologii i odbiera szanse dzieciom. Ale to nie koniec – pracownicy opieki społecznej i pracownicy socjalni świetnie orientują się, co można by zrobić, żeby system działał lepiej, był bardziej sprawiedliwy i sensowny.

W Polsce absurdów pomocy społecznej jest mnóstwo, mamy za to powszechny system 500+, który nie różnicuje zamożności, udzielając świadczenia na dzieci wszystkim – niezależnie od poziomu dochodów. To nie jest polityka społeczna, choć jasne jest, że te pieniądze dla wielu tysięcy rodzin stały się szansą na przeżycie, kupienie dzieciom butów czy zamontowanie centralnego ogrzewania. Teraz program ma być rozszerzony na pierwsze dziecko, a rząd szuka oszczędności, żeby swoją obietnicę zrealizować – a najlepiej, jak wiadomo, oszczędza się na ludziach. W tym przypadku tych, którzy odpowiadają m.in za realizację całego programu.

Od lat środowisko pracowników socjalnych usiłuje zwrócić uwagę rządzących na swoją sytuację i wady systemu. Minister Rafalska nie ma jednak dla nich czasu, odsyła wszystkich do samorządów, bo to one ich formalnie zatrudniają. Samorządy nie mają pieniędzy na nic, a teraz jeszcze bardziej niż rok temu. Koło się zamyka. Czeka więc nas kolejna z „najdłuższych wojen wcale nie nowoczesnej Polski”, w której słaba grupa zawodowa przegra z potężnym państwem, w którym dzięki swoim wyborczym akcjom nadal rządzić będzie PiS. Protest planowany przez Polską Federację Pracowników Socjalnych i Pomocy Społecznej na przełom czerwca i lipca być może jednak kogoś otrzeźwi – bo może uniemożliwić wypłatę środków przed wyborami. Czy to wpłynie na postawę rządzących? A może któryś minister doradzi im, by postarali się o więcej dzieci, by zarobić na programie 500+?