Znalazł się w niej zapis mówiący o tym, że za przemoc w rodzinie uważana jest taki akt, który powtarza się cyklicznie. Czyli jednorazowe pobicie żony, męża, konkubiny, konkubenta, rodzica lub dziecka nie jest, według autorów projektu, przemocą.
„W ramach obowiązków służbowych sprawuję nadzór nad procedowaną ustawą o zmianie ustawy o przeciwdziałaniu przemocy w rodzinie oraz niektórych innych ustaw. W związku z tym ponoszę pełną odpowiedzialność za pracę nad tym projektem ustawy” - napisała wiceminister Bojanowska w specjalnym oświadczeniu. „Zdecydowanie chce powiedzieć, że ta wersja projektu nigdy nie powinna ujrzeć światła dziennego, nie powinna wyjść poza mury resortu. Takie zapisy nie powinny nawet trafić do wersji roboczej projektowanej ustawy.” Podkreśliła także, że zawężenie definicji przemocy, które znalazło się w projekcie, jest „absolutnie zapisem niedopuszczalnym i niezgodnym z intencjami rządu.”
Dowiedz się więcej: Po kontrowersyjnym projekcie wiceminister oddaje się do dyspozycji Rafalskiej
Nowy projekt ustawy antyprzemocowej to projekt błyskawiczny. Na stronie RCL został zawieszony po południu w Sylwestra, ale rano, 2 stycznia został już błyskawicznie zdjęty. Premier Mateusz Morawicki odniósł się do niego w ostrych słowach, a dwa dni później już wiadomo, że poleci za to głowa odpowiedzialnej wiceminister. Błyskawiczne ugaszenie politycznego pożaru nie oznacza jednak błyskawicznego rozwiązania problemu przemocy domowej. Tym bardziej, że problemem nie jest określenie tego, czym jest przemoc (tego są uczone już dzieci w przedszkolu), ale to, jak z nią walczyć. A z tym wciąż jest słabo.
Z jednej strony oburzamy się, że resort rodziny i pracy zaproponował, by procedura „Niebieskiej Karty” uruchamiana była na wniosek pokrzywdzonego, ale już nie pamięta się o tym, że w Polsce wciąż nie ma, mimo Niebieskiej karty, np. sprawnego mechanizmu izolowania ofiary od sprawcy. Przykładowo w Austrii policjanci, którzy przyjeżdżają na interwencję domową mogą wydawać wobec sprawcy na 14 dni tymczasowy, natychmiastowy nakaz opuszczania lokalu. U nas taki nakaz może zostać wydany dopiero od momentu wszczęcia postępowania karnego i jak policzył Rzecznik Praw Obywatelskich, trzeba na niego czekać aż 153 dni.