Konflikt, podsycany zbliżającą się kampanią wyborczą, rozlewa się. Zaczęło się od ciosów w koncern Huawei, który stał się wiodącym graczem w branży telekomunikacyjnej. Tak potężnej reakcji nie doświadczyły ani firmy koreańskie, ani japońskie, które wcześniej przebojem wdarły się na rynek amerykański. Dlaczego? Bo to sojusznicy Ameryki i kraje demokratyczne, czego o Chinach powiedzieć nie można. No i skala już nie ta. Wiodącym argumentem stała się jednak możliwość przekazywania danych klientów do Pekinu i bezpieczeństwo Ameryki.

Amerykanie tak na dobrą sprawę dostrzegli TikToka raptem kilka miesięcy temu. I wpadli w panikę. Problem w tym, że takich firm jest dużo więcej. I walka z nimi jest spóźniona. Przypomina zawracanie kijem Wisły. Chińczycy zdobyli dominującą pozycję nie tylko w 5G, ale i w sztucznej inteligencji, inwigilacji itd. Stworzyli takich gigantów, jak Alibaba, Tencent czy WeChat. Trudno sobie wyobrazić, że Amerykanie będą je w podobny sposób wycinać z rynku, nie ryzykując chińskich retorsji.

Niestety, zaogniający się konflikt rodzi ryzyko nacisków na Polskę, gdzie Huawei i TikTok są potęgami. Jest też inny problem. Amerykańscy techgiganci, jak Facebook, Google, Microsoft czy Apple, krytykowani za to, że wykorzystują swoją przewagę w relacjach z firmami i za nic mają sobie podatki czy prywatność klientów, zyskają cenny argument: „Tylko my możemy być przeciwwagą dla chińskiej ekspansji technologicznej". A to dla Waszyngtonu jest nie do zlekceważenia.