Jarosław Kaczyński w rozmowie z Superstacją ocenił, że w sprawie lotu do Smoleńska doszło do wielokrotnego łamania prawa. - I to powinno być też w ten sposób potraktowane i odpowiednio ocenione przez organy wymiaru sprawiedliwości. W ocenie prezesa PiS doszło też do bardzo poważnych zaniedbań. - I do sytuacji, w której bezpieczeństwo prezydenta i sam prezydent był stawiany w pozycji człowieka, którego kompetencje się kwestionuje i którego kompetencje się lekceważy w sposób zaplanowany - powiedział Jarosław Kaczyński. Dodał, że był to element "fatalnej, niszczącej, antypaństwowej polityki, która nie powinna mieć miejsca, a która była stosowana".

Prezes PiS ocenił też, że nie powinno było dojść do rozdzielenia wizyt prezydenta i premiera. - Jest jasne, że gdyby lecieli razem, to nic by się nie stało. Tam mogłyby być co najwyżej jakieś incydenty dyplomatyczne na lotnisku, czy już później w Smoleńsku - powiedział Jarosław Kaczyński. Wyraził przekonanie, że lot Donalda Tuska był "nieporównanie lepiej" przygotowany i zabezpieczony.

Kaczyński przyznał, że ze względów proceduralnych prezydent jest zawsze numerem pierwszym. Jednak w ocenie prezesa PiS, Donald Tusk nie uznawał tego w stosunku do jego brata, a także - jak powiedział Kaczyński - w stosunku do prezydenta Komorowskiego.

Prezes PiS powiedział, że próbował przekonać brata, aby do Smoleńska pojechał pociągiem. Dodał jednak, że w tamtym czasie zarówno on, jak i jego brat byli bardzo zdenerwowani i zmęczeni. - Nasza mama była w szpitalu - między życiem a śmiercią. Była nieprzytomna, pod respiratorem, w sali intensywnej opieki. Tak naprawdę rozmawialiśmy przede wszystkim o tym - powiedział Jarosław Kaczyński. Dodał, że gdyby nie to, niewykluczone, że przekonałby Lecha Kaczyńskiego, by pojechał pociągiem. - Ja miałem jakieś takie wewnętrzne przeświadczenie, żeby nie lecieć samolotem - przyznał prezes PiS. - Mówiłem, że do Rosji to lepiej jednak pociągiem niż samolotem, ale to nie była jakaś obawa skonkretyzowana - dodał.