Festiwal obietnic zmierza do finału

Abstrakcyjna na poziomie lokalnym i niezwykle szczodra na poziomie centralnym – tak kończącą się kampanię samorządową oceniają ekonomiści.

Aktualizacja: 19.10.2018 08:57 Publikacja: 18.10.2018 21:00

Festiwal obietnic zmierza do finału

Foto: Fotorzepa/Michał Kolanko

Gdyby zrealizować wszystkie obietnice, które kandydaci na samorządowe stołki złożyli podczas tegorocznej kampanii, Polska zapewne dokonałaby niezwykłego skoku cywilizacyjnego. Zwłaszcza pod względem infrastruktury transportowej – tylu mostów, dróg, ścieżek rowerowych, chodników, linii metra i innych nowoczesnych rozwiązań komunikacyjnych nie obiecano chyba jeszcze nigdy.

Czytaj także: Repolonizacja staje się wyborczym paliwem

Co łykną Polacy

– Deklaracji, które miały epatować wyborców rozmachem, rzeczywiście w kampania samorządowej było co niemiara – ocenia Wojciech Warski z Business Centre Clubu. – Była ona nastawiona na emocje, brakowało dyskusji merytorycznej i chłodnej analizy kondycji finansowej samorządów. Zwłaszcza w odniesieniu do składanych propozycji rozwojowych.

– W ogóle starcia kandydatów w wielkich miastach były mocno nieprofesjonalne, większość z nich kierowała swój program do wszystkich, czyli do nikogo – dodaje Cezary Kaźmierczak, prezes Związku Przedsiębiorców i Pracodawców. – Już w mojej gminie wyglądało to lepiej, w metropoliach cała kampania polegała na dorzucaniu coraz to nowych obietnic bez ładu i składu. Ale jestem przekonany, że Polacy potrafią patrzeć na te luźno rzucane deklaracje przez palce. I jeśli ktoś obiecuje cuda na patyku, które może będzie można zrealizować za jakieś 30 lat, to po prostu tego nie łykną – dodaje.

Rządowa twarz kampanii

Drugą rzucającą się w oczy cechą tegorocznej kampanii wyborczej, oprócz wysokiego poziomu abstrakcji na poziomie lokalnym, może być duże zaangażowanie rządu. – Zgadzam się, że chyba żadne wybory samorządowe nie doprowadziły do takiej polaryzacji społeczeństwa i w tak dużym stopniu nie uwzględniały konkurencji na poziomie krajowym – mówi Jeremi Mordasewicz z Konfederacji Lewitan. – Żadne wcześniej nie były aż w takim stopniu przygrywką do wyborów parlamentarnych. Twarzą całej kampanii samorządowej był sam premier rządu i członkowie jego gabinetu.

– Pan premier i jego ministrowie, pozostając w służbie publicznej, oddali się działalności partyjnej – komentuje Warski. – To oczywiście zdarzało się i wcześniej, ale nigdy żaden polityk nie mówił wprost, że tylko kandydaci rządzącej partii mają szansę na lepsze traktowanie przez rząd. To skandal – denerwuje się ekspert BCC.

Duże zaangażowanie premiera Morawieckiego oznaczało także, że pod kampanię samorządową „podpięte" zostały różne rządowe, czasami bardzo kosztowne, programy i przedsięwzięcia. Chodzi chociażby o program „Czyste powietrze", czyli 10 mld zł rocznie dla mieszkańców na termomodernizację domów i wymianę instalacji cieplnych. Walka ze smogiem i zanieczyszczeniem środowiska to nasze wyzwanie cywilizacyjne i w każdym samorządzie toczą się na te temat dyskusje. Ale kandydaci PIS mieli tę przewagę, że mogli podeprzeć się konkretnymi rozwiązaniami finansowymi.

Repolonizacja kolejki na Kasprowy Wierch może być odebrana jako przedwyborcze przekupstwo. Fot. Shutterstock

Budżet pozwala

Rządowy program łatania czarnych dziur w dostępie do szerokopasmowego internetu (o wartości 5 mld zł) jest realizowany już od roku, ale pod potrzeby kampanii dostał nowe opakowanie i jest na nowo sprzedawany. Wiadomo, że gminne i powiatowe drogi wymagają dużego wsparcia finansowego z budżetu centralnego, ale resortom infrastruktury i finansów udało się znaleźć 6 mld zł rocznie (ponad sześć razy więcej niż dotychczas) na te cele dopiero we wrześniu tego roku.

– Rzeczywiście można odnieść wrażenie, że rząd postanowił pochwalić się rzeczami, które poprawią humor społeczeństwu, a więc i wyborcom – komentuje Łukasz Kozłowski, główny ekonomista Federacji Przedsiębiorców Polskich. – I może to być uwarunkowane tym, że sytuacja budżetowa od dawna nie była tak korzystna. Cztery lata temu, podczas poprzednich wyborów samorządowych, nie było możliwości realizacji tak wielu programów. Teraz okazuje się, że wszystko udaje się spinać nawet bez wzrostu deficytu finansów państwa. Przynajmniej na razie, dopóki trwa koniunktura – dodaje.

Kupowanie głosów?

Czy zaangażowanie rządu w kampanię samorządową to kupowanie głosów wyborców? – Oczywiście, ale robi to każdy rząd, w bardziej lub mniej zawoalowany sposób – uważa Cezary Kaźmierczak.

Za szczególny wyraz takiego wyborczego przekupstwa uważana jest repolonizacja Polskich Kolei Linowych, czyli kolejki na Kasprowy Wierch. Według nieoficjalnych informacji na ten cel Polski Fundusz Rozwojowy wyłożył nawet 0,5 mld zł. Co prawda w niczym nie zwiększy to np. przepustowości tej kolejki, ale premier może się pochwalić, że odkupuje od zagranicy nasze srebra rodowe.

Opinie

Witold Orłowski, rektor Akademii Finansów i Biznesu Vistula

W tej kampanii samorządowej pada tak wiele bzdurnych pomysłów, deklaracji oderwanych od rzeczywistości czy nawet kłamstw, że trudno to komentować z ekonomicznego punktu widzenia. Nie mówiąc już o ocenie ich potencjalnego wpływu na gospodarkę. Wśród zalewu nierealnych obietnic, jak rozumiem wspieranych przez rząd (takich jak budowa iluś tam kolejnych linii metra, co jest nieosiągalne ze względów finansowych), padają pewnie i rozsądne propozycje. Jednak może to być jedna na dziesięć i trudno ją wyłuskać spośród reszty tych absurdalnych. Nie wierzę zresztą, że te obietnice są składane z jakąkolwiek wiarą, że będą realizowane.

Janusz Jankowiak, główny ekonomista Polskiej Rady Biznesu

Projekty wielkich przedsięwzięć przedstawianych na etapie kampanii samorządowych nie mają większego znaczenia z punktu widzenia rachunku makroekonomicznego. Po pierwsze, trudno powiedzieć, które z nich w ogóle będę realizowane – tego dowiemy się dopiero po wyborach. Po drugie, podczas kampanii nikt nie mówi o kosztach. Żaden kandydat, który obiecuje 50 km ścieżek rowerowych, dziesięć mostów i tysiące kilometrów metra, nie pokazuje jednocześnie, ile trzeba na to wyłożyć pieniędzy i skąd one mają pochodzić. Inaczej mówiąc, od hasła rzuconego w kampanii do realizacji konkretnego projektu w samorządzie jest długa droga, a dopiero wówczas będą one miały jakiś realny wpływ na rzeczywistość.

Gdyby zrealizować wszystkie obietnice, które kandydaci na samorządowe stołki złożyli podczas tegorocznej kampanii, Polska zapewne dokonałaby niezwykłego skoku cywilizacyjnego. Zwłaszcza pod względem infrastruktury transportowej – tylu mostów, dróg, ścieżek rowerowych, chodników, linii metra i innych nowoczesnych rozwiązań komunikacyjnych nie obiecano chyba jeszcze nigdy.

Czytaj także: Repolonizacja staje się wyborczym paliwem

Pozostało 94% artykułu
2 / 3
artykułów
Czytaj dalej. Subskrybuj
Gospodarka
20 lat Polski w UE. Dostęp do unijnego rynku ważniejszy niż dotacje
Materiał Promocyjny
Wykup samochodu z leasingu – co warto wiedzieć?
Gospodarka
Bez potencjału na wojnę Iranu z Izraelem
Gospodarka
Grecja wyleczyła się z trwającego dekadę kryzysu. Są dowody
Gospodarka
EBI chce szybciej przekazać pomoc Ukrainie. 560 mln euro na odbudowę
Gospodarka
Norweski fundusz: ponad miliard euro/dolarów zysku dziennie