Singapur i Malezja: książę i żebrak

Choć oba są nazywane azjatyckimi tygrysami, a ich stolice dzieli zaledwie pół godziny lotu, to tak naprawdę gospodarki i standard życia Singapuru i Malezji dzieli przepaść. Na razie.

Aktualizacja: 18.08.2018 18:47 Publikacja: 18.08.2018 15:15

Foto: Fotorzepa, Iwona Trusewicz

Muzeum narodowe w Kuala Lumpur przypomina malezyjską chatę z drzewa palmowego i stoi przy wspaniałych ogrodach botanicznych malezyjskiej stolicy. Ma jedynie cztery duże sale, w których zgromadzono wszystko, co wiąże się z historią człowieka na Półwyspie Malajskim. To niemęcząca wyprawa w nieodległą przeszłość, która uświadamia Europejczykowi - potomkowi tysiącletniej historii swoich krajów, jak krótka i skomplikowana jest tożsamość państwa liczącego sobie 61 lat.

Od koloni do niepodległości

Malezja jako jednolite państwo nie istniała nigdy. Zawsze były to skłócone ze sobą państewka, podbijane i uzależniane kolejno przez Arabów, Portugalczyków i Brytyjczyków. Ci ostatni zapisali się w historii Malezji wyjątkowo źle.

Bezczynni wobec powojennego głodu i katastrofalnej sytuacji gospodarczej Malezji, Brytyjczycy ograniczali swoje rządy na półwyspie jedynie do krwawego tłumienia kolejnych malezyjskich opozycji. Prowadzili masowe przesiedlenia ludności, nie wahali się użyć w latach pięćdziesiątych minionego wieku broni chemicznej do stłumienia ruchu partyzanckiego. „Cywilizowani" biali z Londynu dokonywali masakr Malajów, torturowali i okaleczali łapanych partyzantów. To jedynie zwiększało opór i w sierpniu 1957 r Malezja ogłosiła niepodległość.

Czytaj także: Singapurski transport jest najlepszy

Częścią tego federacyjnego nowego państwa był też wtedy Singapur - brytyjska baza morska na wyspie na południowym krańcu Półwyspu Malajskiego, w 1826 r kupiona przez Brytyjczyków od sułtana Brunei. W 1965 r Singapur wyszedł z federacji malezyjskiej i ogłosił niepodległość. Od tego momentu oba kraje rozwijały się niezależnie i w zupełnie odmienny sposób.

Malezja jako monarchia konstytucyjna z królem wybieranym co 5 lat przez lokalnych władców, aż do 1989 r miała na karku komunistyczną partyzantkę wspieraną przez Chiny. Singapur został republiką parlamentarną i poszedł zupełnie inną drogą. Miał u siebie wybitnego polityka. Lee Kuan Yew szybko zrozumiał, że tylko ścisłe relacje ze światem Zachodu zapewnią jego państwu rozkwit. Szybko więc zdusił w swojej partii sympatie lewicowe i skierował Singapur na drogę, która wyprowadziła ten zacofany i biedny kawałek świata na pozycję finansowego i gospodarczego mocarstwa.

Od smrodu do ogrodu

Dlaczego ten wybór okazał się tak trafiony? Demokracja w Azji to było przez dziesięciolecia pojęcie tak nieznane jak nierozumiane. Za to silne, autorytarne rządy było tym, co ludzie tam znali od wieków. Szczęśliwie dla Singapuru Lee Kuan Yew miał wizję, którą bardzo konsekwentnie realizował. Dotyczyła wszystkich dziedzin życia - od czystości i toalet, po gospodarkę. A miasto-państwo miało co odrabiać i kogo gonić.

Patti Page 76-letnią dziś Nowozelandkę poznałam cztery lata temu w jej domu w Christchurch na Wyspie Południowej. Pokazała mi wtedy pokolorowaną fotografię z wczesnych lat 60. W kolonialnym wnętrzu mężczyzna w białej koszuli z krótkimi rękawami i kobieta w kolorowej rozkloszowanej sukience bez rękawów siedzą na fotelach z ratanu. Za nimi orientalny parawan w orchidee. Na podłodze bawi się dwóch małych chłopców. – To ja z mężem i synami w naszym domu w Singapurze. Mąż był wojskowym. Mieszkaliśmy w bazie brytyjskiej na północy wyspy do początku lat 70. – wyjaśniała Patti. Singapur, który Patti Page pamiętała z czasów, gdy jeszcze był brytyjską kolonią, to miasto chaosu, nędzy i brudu.

– Podobnie jak inne żony wojskowych bardzo rzadko tam jeździłam. Nasze życie koncentrowało się w bazie. Mieliśmy tam wszystko – przedszkola, szkoły, kluby towarzyskie, kino, ogrody. Singapur był zatłoczonym, brudnym miastem. W dzielnicach zamieszkanych przez Chińczyków, Hindusów, Malajów ścieki płynęły ulicami, smród obezwładniał, a góry śmieci walały się pod drzewami. Ludzie mieszkali w domach z wysuszonych na słońcu cegieł lub w chatach z desek.

Myślę o tym, kiedy po raz szósty wędruję po wspaniałych ogrodach nad zatoką, daję się oszołomić architekturą Marina Bay i podziwiam niezwykłe konstrukcje dwóch kopuł mieszczących ogrody kwiatowe i florę azjatyckich gór. Wszystko tutaj jest nowocześnie i logicznie pomyślane; przepięknie skomponowane a wokół czysto, przyjaźnie i bezpiecznie. W Singapurze zaskakuje właśnie logika rozwiązań i to, że choć to Azja czyli kontynent, na którym człowiek jako jednostka przez setki lat miał niewielkie znaczenie, to tutaj właśnie człowiek - jego potrzeby, wygoda, ale też w połączeniu z poszanowaniem środowiska, są dziś na pierwszym miejscu.

Dlatego Singapur nie tylko przoduje dziś gospodarczo, ale też jest na czele wielkich miast świata pod względem powierzchni terenów zielonych. Stanowią one aż jedna trzecią miasta-państwa.

Changi i KLIA

Wizytówką każdego kraju, gdzie cudzoziemiec po raz pierwszy styka się z odmienną kulturą i sposobem postrzegania świata jest lotnisko. Singapurski port lotniczy Changi od lat jest uznawany za najlepsze lotnisko świata.

To zasługa zupełnie odmiennej od dotychczas znanych filozofii, którą przyjęli twórcy tego portu lotniczego. No bo czy jest gdzieś jeszcze tak wielkie lotnisko, na którym nie ma w ogóle komunikatów o lotach? Ale to tylko niewielka część niezwykłego Changi. Czym jeszcze rożni się ten ogromny azjatycki port lotniczy od innych światowych gigantów jak Heathrow, Frankfurt czy Dubaj? Wszystkim. To lotnisko przyjazne pasażerom, dlatego tak pomyślane, by pobyt był przyjemnością, a nie stresem, zmęczeniem i gehenną. Po pierwsze - odprawa. Służby siedzą tu nie w przeszklonych, kuloodpornych boksach, w których wystaje im tylko głowa z groźną, a w najlepszym razie obojętną, miną. Na singapurskim lotnisku są to przypominające bary, otwarte stanowiska z miękkiej materii, bez żadnych szyb, pleksi itp. Odprawa jest błyskawiczna. Paszport do skanera, odciski kciuków, uśmiech i można wchodzić lub wychodzić. Nie ma kolejek i nikt nie żąda rozbebeszenia laptopów i wyjmowania komórek. Niewiarygodne, ale prawdziwe. Można wnieść wodę i jedzenie, bowiem prześwietlenie bagażu następuje dopiero przed wpuszczeniem do saloniku odlotowego. Logiczne to i mądre.

Kiedy już znajdziemy się w środku, możemy nieśpiesznie idąc po miękkich wykładzinach, słuchając spokojnej jazzowej i swingowej muzyki, zwiedzić ogrody storczyków, odpocząć przy strumieniu w jednym z głębokich, wygodnych foteli; zrobić sobie zdjęcie przez specjalny aparat, by zaraz zobaczyć jak nasza twarz leci balonem wśród setek innych na tzw. społecznym drzewie w centrum lotniska.

Jest lotniskowe kino za darmo wyświetlające non stop filmy; jest motylarnia, ogród kaktusowy i basen, gdzie za 17 dolarów singapurskich (46 zł) można spędzić czas w wodzie i wśród tropikalnej roślinności. Na dachu terminalu nr 2 mieści się przepiękny ogród słonecznikowy.

Kto ma więcej niż pięć godzin oczekiwania, może wynająć miejsce w jednym w dwóch hoteli tranzytowych lub pojechać na organizowaną przez lotnisko bezpłatną wycieczkę po mieście (2,5 godziny)!. Nawet toalety są w Changi wyjątkowe - przypominają te w pięciogwiazdkowych hotelach, a standard można ocenić klikając w odpowiednią buźkę na wyświetlaczu.

Tym co mnie w Changi urzeka najbardziej jest brak natarczywych, charczących komunikatów o kolejnych lotach, które tak uprzykrzają oczekiwanie na innych lotniskach. Nikt nie przypomina pasażerom o czekającym już samolocie, a pomimo to nikt się na pokład nie spóźnia! Zdarzyło mi się także korzystać z lotniskowej przechowalni bagażu. Jest tania, łatwą ją znaleźć, a obsługa szybka i uśmiechnięta.

Tego wszystkiego próżno szukać na lotniskach Europy i świata. Także port lotniczy w Kuala Lumpur (KLIA, KLIA2) niczym się tutaj nie wyróżnia. Kolejki do odprawy paszportowej są długie, bo nie widać, by służby sprawnie reagowały na oczekujący tłum, zwiększając obsługę stanowisk. Nasze buty głośno stukają po kafelkach podłogi, fotele są równie niewygodne jak na warszawskim Okęciu.

Więcej jest hoteli tranzytowych w tym hotel kapsułowy (KLIA2), gdzie mogą odpocząć ci, którzy nie mają klaustrofobii. Cena za pojedynczą kapsułę to odpowiednik 83 zł. Oba lotniska Changi i KLIA rozwijają się dynamicznie, ale to Singapur buduje już piąty terminal, podczas, kiedy jeszcze sześć lat temu miał ich trzy. Niemcy powinni tam szybko pojechać na szkolenie.

Centrum i co dalej

Tak Singapur jak i Kuala Lumpur mają imponujące nową architekturą centrum. Bliźniacze wieże Patronas w KL i hotel Marina Bay Sands w Singapurze to wizytówki obu miast. Podobnie jak klimatyzowane galerie handlowe czy centra finansowe. Jednak w stolicy Malezji tuż za nowoczesnymi wieżowcami zaczynają się dzielnice starych kolonialnych bieda-domów oraz bloków z wielkiej płyty. Wszystko to jest czarne od pleśni atakującej beton, rozsadzane przez roślinność. Okolice są brudne i chaotyczne a wrażenie przygnębiające - znane z wielu innych miast Azji.

W Singapurze dawno już zrezygnowano z betonu na rzecz cegły i innych nowych technologi bardziej odpornych na morderczy klimat tej części świata - gorąco połączone w wysoką wilgotnością. Dzięki temu zapleśniałych budynków jest bardzo niewiele - a mieszkałam w różnych częściach miasta; m.in. w starej dzielnicy Geylong, Changi czy Little India. Różnice widać też w systemach komunikacji obu miast. Budowa metra w Singapurze rozpoczęła się na początku lat 70-tych XX w. Był to ogromny projekt inwestycyjny; metro powstało od zera za 5 mld dol. i pobudziło miejscową gospodarkę w sposób niespotykany wcześniej.

Tempo nie miało sobie równych biorąc pod uwagę niezwykle ciężki klimat i warunki geologiczne. Pierwsza linia MRT otwarta została w 1987 r. Dziś sieć liczy 129 km, 4 linie i 79 ultra nowoczesnych stacji, a w budowie są dwie następne linie. Do tego istnieje też naziemna kolejka LRT, autobusy miejskie i taksówki. Wszystko bezpieczne, czyste, klimatyzowane. Najlepiej kupić 1/2/3 dniowe karty na wszystkie środki transportu. ceny są bardzo korzystne - 10/16 i 20 dol. singapurskich (1 dol. - 2,74 zł). W Kuala Lumpur system jest dużo bardziej chaotyczny. Z lotniska idą dwa szybkie pociągi (koszt w jedną stronę to równowartość 35 zł), ale choć ich trasy łączą się z liniami metra, nie można kupić biletu od razu na całą trasę.

Na stacji przesiadkowej trzeba przejść na inną stację gdzie bilet jest tylko w automacie i to za małe nominały więc, jeżeli ktoś ich nie ma musi, gnać do bankomatu na sąsiedniej stacji, wrócić, wymienić w kasie na monety i 1-runggitowe banknoty i dopiero kupić bilet. Widać tu już dobrze azjatycki chaos, brak logicznych rozwiązań ułatwiających ludziom poruszanie się, choć ceny są niskie. Od około 1-2 zł za przejazd. Oprócz pociągu na lotnisko, metra LTR, podmiejskiej kolei KTM Komuter są autobusy i najnowocześniejsza naziemna kolejka Monorail licząca 11 stacji.

Karta transportowa oferowana jedynie i nie wiadomo dlaczego na dwa dni nie obejmuje wszystkich środków transportu. Korzystanie z taksówek w KL to ryzyko, bo kierowcy pozwalają sobie na oszustwa, niewłączanie liczników itp., a do tego ulice są większość dnia zakorkowane.

***

W raporcie Economy Outlook April 201 Międzynarodowego Funduszu Walutowego z maja tego roku, podano prognozowaną wielkość PKB dla 191 krajów. Liczący 5,6 miliona Singapur lokuje się najwyżej z krajów Azji - na 10 pozycji według nominalnej wartości swojego PBK (61,77 mld dol.). Malezja (32 mln ludzi) jest pięćdziesiąt siedem pozycji niżej (11,24 mld dol.).

Według PKB na głowę obywatela Singapur jest na czwartej pozycji - 98,01 tys dol., Malezja na 50 miejscu (dwa miejsca za Polską) - 30,85 tys dol.). To prawdziwa przepaść. Pytanie brzmi jednak czy Singapur, po śmierci swojego lidera (Lee Kuan Yew zmarł w 2015 r) zdoła utrzymać swoją pozycję i to co dotąd osiągnął. Będąc tam w sierpniu zauważyłam, że w porównaniu do 2012 r kiedy odwiedziłam miasto po raz pierwszy, jest tam brudnej. Śmieci widać już nawet w bardzo prestiżowych miejscach.

Według MFW za pięć lat Malezja przesunie się przed Polskę na 44 pozycję. Wyścig dopiero się więc zaczyna. W mojej ocenie zagrozić mu może przede wszystkim rozbuchana demografia i ocieplający się klimat Ziemi.

Iwona Trusewicz z Kuala Lumpur

Muzeum narodowe w Kuala Lumpur przypomina malezyjską chatę z drzewa palmowego i stoi przy wspaniałych ogrodach botanicznych malezyjskiej stolicy. Ma jedynie cztery duże sale, w których zgromadzono wszystko, co wiąże się z historią człowieka na Półwyspie Malajskim. To niemęcząca wyprawa w nieodległą przeszłość, która uświadamia Europejczykowi - potomkowi tysiącletniej historii swoich krajów, jak krótka i skomplikowana jest tożsamość państwa liczącego sobie 61 lat.

Pozostało 96% artykułu
2 / 3
artykułów
Czytaj dalej. Subskrybuj
Gospodarka
20 lat Polski w UE. Dostęp do unijnego rynku ważniejszy niż dotacje
Materiał Promocyjny
Wykup samochodu z leasingu – co warto wiedzieć?
Gospodarka
Bez potencjału na wojnę Iranu z Izraelem
Gospodarka
Grecja wyleczyła się z trwającego dekadę kryzysu. Są dowody
Gospodarka
EBI chce szybciej przekazać pomoc Ukrainie. 560 mln euro na odbudowę
Gospodarka
Norweski fundusz: ponad miliard euro/dolarów zysku dziennie