Walka z kryzysem gospodarczym wywołanym przez Covid-19 doprowadziła do wzrostu wydatków publicznych i ograniczenia wpływów do budżetu. Rząd nie chce dopuścić do wzrostu długu publicznego powyżej progu ostrożnościowego na poziomie 55 proc. PKB i zapisanego w konstytucji limitu na poziomie 60 proc. PKB, bo wymusiłoby to bolesną politykę oszczędnościową w kolejnych latach. Co zatem robi? Największe wydatki wyłącza z definicji długu. Ekonomiści powszechnie krytykują to jako kreatywną księgowość.
Czy w związku z tym nie lepiej z tych krajowych limitów zadłużenia zrezygnować? Tak uważa grupa głównie młodych ekonomistów, którzy w opublikowanym na początku lipca liście otwartym apelowali o likwidację konstytucyjnego hamulca. Jak tłumaczyli, wzrost zadłużenia w następstwie Covid-19 będzie na świecie powszechny. Prawne bariery dla zwiększania długu w Polsce utrudnią nam walkę z kryzysem, a na dłuższą metę ograniczą potencjał rozwoju.
Czytaj także: Nie ma przyzwolenia na trwałe zwiększanie długu
O to, czy rzeczywiście konstytucyjny limit długu to niepotrzebny balast, zapytaliśmy kilkudziesięciu wybitnych ekonomistów. Zdecydowana większość z nich (69 proc.) uważa, że Polska tego ograniczenia potrzebuje. Obowiązują nas też wprawdzie unijne regulacje, także limitujące wzrost zadłużenia, a jednocześnie dające większe pole manewru w czasach kryzysu, ale ponad 60 proc. ankietowanych uważa, że nie jest to wystarczająco silna kotwica dla finansów publicznych Polski.