Krajobraz po zlodowaceniu

Dno recesji prawdopodobnie jest za nami. Ale niektóre negatywne skutki załamania koniunktury, na przykład na rynku pracy, ujawnią się z opóźnieniem.

Aktualizacja: 04.05.2020 11:06 Publikacja: 03.05.2020 21:00

Krajobraz po zlodowaceniu

Foto: AFP

Kasandryczne prognozy dotyczące gospodarczych kosztów ograniczeń, które rząd wprowadził w celu stłumienia epidemii koronawirusa, jak dotąd nie znajdowały odzwierciedlenia w oficjalnych danych. Te, które były publikowane w ostatnich tygodniach, dotyczyły marca, gdy restrykcje dopiero były wprowadzane. Z kolei ankietowe wskaźniki koniunktury, publikowane z mniejszym opóźnieniem, słabo nadają się do oceny głębi załamania, pokazują raczej jego zasięg.

– Kwiecień br. był dla polskiej gospodarki jednym z najgorszych miesięcy w historii. Należy być przygotowanym na wręcz szokujące dane – mówi Monika Kurtek, główna ekonomistka Banku Pocztowego. Jak wynika z comiesięcznej ankiety „Parkietu" i „Rzeczpospolitej" wśród 25 indywidualnych ekonomistów i zespołów analitycznych, wstrząsem będą przede wszystkim kwietniowe wyniki sprzedaży detalicznej, które GUS opublikuje za trzy tygodnie. Już w marcu zmalała ona (licząc w cenach stałych) o 9 proc. rok do roku, najbardziej od co najmniej 2006 r. W minionym miesiącu, jak przeciętnie szacują ekonomiści, załamała się już o 19 proc. rok do roku. W ocenie analityków z Credit Agricole Bank Polska, spadek sprzedaży mógł być nawet głębszy, a i tak nie oddawał w pełni załamania szeroko rozumianej konsumpcji. Sprzedaż detaliczna jest bowiem mierzona przez GUS tylko w sklepach zatrudniających co najmniej dziesięć osób i nie obejmuje usług. Tymczasem, jak pokazują dane dotyczące transakcji kartami płatniczymi klientów Credit Agricole, wydatki na usługi były w kwietniu nawet o 40 proc. mniejsze niż w lutym. Stąd ekonomiści z tej instytucji oceniają, że nawet zakładając częściową odbudowę popytu w maju i czerwcu, konsumpcja ogółem w II kwartale załamie się o 20 proc. rok do roku, a w całym 2020 r. – o blisko 7 proc.

Powrót deflacji?

Choć przemysł, inaczej niż handel i usługi, nie był bezpośrednio dotknięty ograniczeniami aktywności ekonomicznej, także znalazł się w głębokiej recesji. Wiele firm wstrzymało czasowo produkcję z powodu załamania popytu i wymuszonych przez zamknięcie szkół urlopów części pracowników. W ocenie ankietowanych przez nas ekonomistów produkcja sprzedana przemysłu załamała się w kwietniu o 12,4 proc. rok do roku, po zniżce o 2,3 proc. w marcu. Byłby to odczyt najgorszy od lutego 2009 r., czyli apogeum globalnej recesji wywołanej kryzysem finansowym. Wtedy jednak polską gospodarkę stabilizował popyt wewnętrzny, w tym na usługi, który teraz jest największym obciążeniem.

Skutkiem załamania popytu będzie, w ocenie większości ekonomistów, wyraźne wyhamowanie inflacji. Część z nich nie wyklucza, że na początku 2021 r. nad Wisłę wróci deflacja, z którą mieliśmy do czynienia w latach 2014–2016. W kwietniowym odczycie CPI – głównej miary inflacji nad Wisłą – jeszcze tego jednak nie widać. Wprawdzie, jak oszacował wstępnie tuż przed majówką GUS, wzrost CPI wyhamował do 3,4 proc. rok do roku, z 4,6 proc. w marcu, ale to był głównie efekt załamania cen paliw. Inflacja bazowa, nieobejmująca cen energii i żywności, która jest bardziej wrażliwa na zmiany popytu, utrzymała się prawdopodobnie na marcowym poziomie 3,6–3,7 proc. W ocenie Kamila Łuczkowskiego, ekonomisty z Pekao, stabilizacja inflacji bazowej może być jednak iluzją spowodowaną tym, w jaki sposób GUS doszacowuje ceny towarów i usług, które nie są obecnie przedmiotem handlu. Według niego odmrożenie ujawni wyraźny spadek cen tych towarów i usług, co doprowadzi do załamania inflacji bazowej.

Daleko do normalności

Znoszenie ograniczeń wprowadzonych na czas walki z epidemią rozpoczęło się już w kwietniu, ale pierwsze zmiany – np. otwarcie parków – nie miały większego znaczenia z perspektywy przedsiębiorstw. Odmrażanie gospodarki rozpocznie się na dobre w poniedziałek, gdy działalność będą mogły wznowić m.in. sklepy w galeriach handlowych i hotele. W praktyce jakikolwiek ruch zacznie się tam w weekend, czyli duża część maja będzie dla tej części gospodarki stracona. – Konsumenci mogą pozostać ostrożni, wciąż też będą obowiązywały pewne restrykcje i obostrzenia. Można się spodziewać, że w maju obroty firm nie będą już tak mocno zdołowane jak w kwietniu, ale to jeszcze nie będzie szybki powrót do normalności – ocenia Piotr Bielski, ekonomista z Santander Bank Polska.

Także na rynku pracy efekty epidemii Covid-19 będą się ujawniały przez dłuższy czas. Ankietowani przez nas ekonomiści przeciętnie szacują, że stopa bezrobocia rejestrowanego zwiększyła się do 5,7 proc., z 5,4 proc. w marcu. To byłaby wprawdzie pierwsza zwyżka tego wskaźnika o tej porze roku od co najmniej 2000 r., ale i tak to dopiero przedsmak tego, jak wzrośnie w kolejnych miesiącach. – Dane o bezrobociu zaczną zyskiwać na znaczeniu od maja, gdy w urzędach pracy zaczną się rejestrować zwolnione w kwietniu osoby o krótkich okresach wypowiedzenia. Pełen obraz zmian na rynku pracy poznamy dopiero w czerwcu i lipcu – tłumaczy Marta Petka-Zagajewska, kierownik zespołu analiz makroekonomicznych PKO BP.

Kasandryczne prognozy dotyczące gospodarczych kosztów ograniczeń, które rząd wprowadził w celu stłumienia epidemii koronawirusa, jak dotąd nie znajdowały odzwierciedlenia w oficjalnych danych. Te, które były publikowane w ostatnich tygodniach, dotyczyły marca, gdy restrykcje dopiero były wprowadzane. Z kolei ankietowe wskaźniki koniunktury, publikowane z mniejszym opóźnieniem, słabo nadają się do oceny głębi załamania, pokazują raczej jego zasięg.

– Kwiecień br. był dla polskiej gospodarki jednym z najgorszych miesięcy w historii. Należy być przygotowanym na wręcz szokujące dane – mówi Monika Kurtek, główna ekonomistka Banku Pocztowego. Jak wynika z comiesięcznej ankiety „Parkietu" i „Rzeczpospolitej" wśród 25 indywidualnych ekonomistów i zespołów analitycznych, wstrząsem będą przede wszystkim kwietniowe wyniki sprzedaży detalicznej, które GUS opublikuje za trzy tygodnie. Już w marcu zmalała ona (licząc w cenach stałych) o 9 proc. rok do roku, najbardziej od co najmniej 2006 r. W minionym miesiącu, jak przeciętnie szacują ekonomiści, załamała się już o 19 proc. rok do roku. W ocenie analityków z Credit Agricole Bank Polska, spadek sprzedaży mógł być nawet głębszy, a i tak nie oddawał w pełni załamania szeroko rozumianej konsumpcji. Sprzedaż detaliczna jest bowiem mierzona przez GUS tylko w sklepach zatrudniających co najmniej dziesięć osób i nie obejmuje usług. Tymczasem, jak pokazują dane dotyczące transakcji kartami płatniczymi klientów Credit Agricole, wydatki na usługi były w kwietniu nawet o 40 proc. mniejsze niż w lutym. Stąd ekonomiści z tej instytucji oceniają, że nawet zakładając częściową odbudowę popytu w maju i czerwcu, konsumpcja ogółem w II kwartale załamie się o 20 proc. rok do roku, a w całym 2020 r. – o blisko 7 proc.

2 / 3
artykułów
Czytaj dalej. Subskrybuj
Gospodarka
Zagrożenie dla gospodarki. Polaków szybko ubywa
Gospodarka
Niepokojący bezruch w inwestycjach nad Wisłą
Gospodarka
Poprawa w konsumpcji powinna nadejść, ale wyzwań nie brakuje
Gospodarka
20 lat Polski w UE. Dostęp do unijnego rynku ważniejszy niż dotacje
Gospodarka
Bez potencjału na wojnę Iranu z Izraelem