Niemiecko-chińska rywalizacja

Niemiecko-chińska współpraca zamienia się w szorstką przyjaźń za sprawą coraz silniejszej rywalizacji ekonomicznej. Berlin coraz mocniej uświadamia sobie potrzebę wspólnej polityki wobec Chin z poziomu UE - uważa analityk Ośrodka Studiów Wschodnich.

Publikacja: 05.03.2017 09:12

Niemiecko-chińska rywalizacja

Foto: Bloomberg

Nie można wykluczyć, że rosnąca potęga Chin będzie kluczowym argumentem, aby wykształcić nowe instrumenty polityki przemysłowej Unii Europejskiej, chroniącej przed napływem inwestorów spoza wspólnoty - zauważa Konrad Popławski z OSW.

Jak podkreśla, przez ostatnie lata niemiecko-chińska współpraca rozwijała się dobrze, a wzajemne wizyty wysokich rangą polityków odbywały się często. Sytuacja zmieniła się w 2016 r., po tym gdy chiński inwestor przejął firmę Kuka, niemieckiego lidera w branży robotyki. To spowodowało, że w stosunkach obu krajów zapanował chłód.

Obserwowane od kilku lat gospodarcze zbliżenie Chin i Niemiec to efekt poszukiwania przez niemieckich producentów nowych rynków po pogorszeniu sytuacji ekonomicznej w strefie euro w 2010 r. Władze Chin dysponowały dużymi środkami finansowymi, które przeznaczały na modernizację gospodarki, a korzystały na tym przedsiębiorstwa z Niemiec – liderzy w dziedzinie produkcji maszyn, technologii energetycznych i wyrobów chemicznych. RFN skorzystała także na fali wzrostu dochodów klasy średniej w Chinach, która zaczęła masowo kupować niemieckie samochody.

"W latach 2008–2014 eksport niemieckich przedsiębiorstw na rynek chiński skoczył o 118 proc. do 74 mld euro, a import o 34 proc. do 80 mld euro, podczas gdy eksport RFN ogółem wzrósł o 14 proc., a import o 13 proc. Chiny awansowały w 2014 roku na pozycję czwartego najważniejszego rynku zbytu dla RFN i drugiego najważniejszego dostawcy na rynek niemiecki. Dobre wyniki handlowe sprawiły, że tradycyjne obiekcje niemieckich firm funkcjonujących na rynku chińskim, takie jak wysoki poziom korupcji, próby przejmowania/kradzieży niemieckich technologii, a także ograniczenia inwestorów zagranicznych w dostępie do wielu sektorów, zeszły na drugi plan" - pisze Popławski w swojej analizie.

Rysy na tej przyjaźni ekonomicznej pojawiły się jednak w 2016 r., kiedy wybuchł kryzys na rynku stali. "Producenci UE z tego sektora na początku 2016 roku zaczęli się skarżyć na zalewanie europejskiego rynku przez chińską stal sprzedawaną po dumpingowych cenach. Wynikało to z olbrzymiej nadpodaży produkcji stali w Chinach, których gospodarka po spowolnieniu znacząco ograniczyła zapotrzebowanie na wykorzystywanie tego surowca. Problem masowego napływu chińskiej stali nie ominął przedsiębiorstw niemieckich – tysiące robotników przeprowadziło na początku 2016 roku akcje protestacyjne w niemieckich hutach" - wskazuje ekspert.

Jednym z głównych postulatów było ograniczenie importu z Państwa Środka. Niemcy, Polska, Włochy, Wielka Brytania, Francja i Belgia zaapelowały ostatecznie do Komisji Europejskiej o zajęcie się tą sprawą, czego efektem było nałożenie ceł antydumpingowych. Problem - jak wskazuje Popławski - nie został jednak w pełni rozwiązany, a w RFN uświadomiono sobie zagrożenia związane z nadaniem Chinom statusu gospodarki rynkowej.

Napięcia w chińsko-niemieckich stosunkach można było także obserwować w sferze inwestycji. Początkowo chińskich inwestorów postrzegano jako szansę na zapewnienie nowego impulsu rozwojowego, a także większego otwarcia rynku zbytu w Chinach dla niemieckich firm, zmagających się m.in. z brakiem kapitału.

Z czasem jednak - jak wskazuje ekspert - zaczął rosnąć niepokój w Niemczech, gdy po "pełzającym" wzroście chińskich inwestycji w RFN ich wartość poszybowała w górę. Według EY (dawniej Ernst & Young, z tzw. wielkiej czwórki koncernów świadczących usługi doradcze i audytorskie), chińskie inwestycje w Niemczech osiągnęły jedynie w pierwszych trzech kwartałach 2016 roku wartość 11,4 mld euro, więcej niż suma wszystkich inwestycji zrealizowanych w Niemczech przez przedsiębiorstwa z Chin w latach 2006–2015.

Niemcy poczuli się też zaniepokojeni faktem, że inwestorzy z Chin zaczęli podejmować próby przejmowania udziałów w firmach będących w ścisłej czołówce liderów technologicznych Niemiec. "W 2014 roku Chińczycy kupili akcje producenta wyrobów lotniczych Avic za 467 mln euro, a w 2016 roku – wytwórcy tworzyw z plastyku i gumy Krauss-Maffei za 925 mln euro oraz firmę opracowującą technologie produkcji energii odnawialnej EEW Energy za 1,4 mld euro. Niemieccy politycy dostrzegli w tych transakcjach schemat, według którego Chińczycy próbują przejmować technologie niemieckich firm, korzystając na ich niskiej wycenie rynkowej" - pisze Popławski.

Obawy niemieckiej opinii publicznej zogniskował ogłoszony w maju 2016 roku przez chiński fundusz inwestycyjny Midea zamiar przejęcia firmy Kuka – jednego z czołowych producentów robotów w RFN. Wicekanclerz i minister gospodarki Sigmar Gabriel zaczął wówczas poszukiwać sposobu zablokowania transakcji przy pełnym poparciu kanclerz Angeli Merkel. Pojawiły się obawy, że po zrealizowaniu transakcji Chińczycy otrzymają dostęp do wrażliwych danych czołowych niemieckich koncernów przemysłowych, wykorzystujących roboty Kuki w swoich halach fabrycznych. Przejęciu firmy Kuka nie udało się jedna zapobiec.

Popławski wskazuje, że po doświadczeniach z inwestorami z Chin w 2016 roku celem Ministerstwa Gospodarki RFN stało się ustanowienie nowych regulacji na poziomie unijnym, aby uzyskać możliwość kontrolowania przejęć, a zarazem aby odium zaogniania stosunków z Pekinem w wyniku blokowania transakcji spadało na Brukselę, a nie na Berlin.

"Niemieckie media doniosły o zgłoszonej przez Ministerstwo Gospodarki RFN propozycji zmiany przepisów unijnych w celu zwiększenia zakresu ochrony firm w UE przed przejęciami przez inwestorów spoza UE. Według tej koncepcji instytucje unijne mogłyby zablokować taką transakcję w przypadku unijnych firm +dysponujących kluczową technologią o szczególnym znaczeniu dla postępu przemysłowego+. Jeśli udałoby się to wprowadzić, Bruksela zyskałaby uprawnienia równe tym, jakie posiada Waszyngton na rynku amerykańskim" - pisze analityk.

Frustrację niemieckich polityków budzi nadużywanie przez Chiny otwartości niemieckiego rynku, przy jednoczesnym utrzymywaniu obostrzeń inwestycyjnych na rynku chińskim. Zdaniem Popławskiego, w efekcie może to przekonać niemieckich polityków do silniejszego lobbowania za porozumieniem o wolnym handlu z USA - umowa ta mogłaby pomóc w wypracowywaniu przez UE wspólnie z USA ram dla współpracy z gospodarkami wschodzącymi.

Nie można wykluczyć, że rosnąca potęga Chin będzie kluczowym argumentem, aby wykształcić nowe instrumenty polityki przemysłowej Unii Europejskiej, chroniącej przed napływem inwestorów spoza wspólnoty - zauważa Konrad Popławski z OSW.

Jak podkreśla, przez ostatnie lata niemiecko-chińska współpraca rozwijała się dobrze, a wzajemne wizyty wysokich rangą polityków odbywały się często. Sytuacja zmieniła się w 2016 r., po tym gdy chiński inwestor przejął firmę Kuka, niemieckiego lidera w branży robotyki. To spowodowało, że w stosunkach obu krajów zapanował chłód.

Pozostało 90% artykułu
Gospodarka
Hiszpania liderem wzrostu w eurolandzie
Gospodarka
Francję czeka duże zaciskanie budżetowego pasa
Gospodarka
Największa gospodarka Europy nie może stanąć na nogi
Gospodarka
Balcerowicz do ministrów: Posłuszeństwo wobec premiera nie jest najważniejsze
Gospodarka
MFW ma trzy scenariusze dla Ukrainy. Jeden optymistyczny, dwa – dużo gorsze