Mógłby być prawnikiem, lekarzem, pracownikiem banku. I także na tym pewnie polega siła Edwarda Nortona – znakomitego aktora, który pierwszą wielką rolę zagrał w 1995 roku w „Lęku pierwotnym” Gregory’ego Hoblita, a dziś ma za sobą m.in. kreacje w „Skandaliście Larry’m Flincie” Milosa Formana, „Podziemnym kręgu” Davida Finchera, „Fidzie” Julie Taymor, „Iluzjoniście” Neila Burgera, „Kochankach z Księżyca” Wesa Andersona, „Birdmanie” Alejandro Inarritu.
Trzeba przyznać, że Norton – inteligent, syn nowojorskiego prawnika – zawsze umiał wybierać interesujące projekty. Dziś ma 50 lat i aktorstwo już mu nie wystarcza. Blisko dwadzieścia lat temu wyreżyserował dramat „Zakazany owoc”, teraz przywiózł do Torunia swój drugi film „Osierocony Brooklyn”. Opowieść o zbrodniach i aferze budowlanej w Nowym Jorku w latach 50., nakręcona w starym, dobrym stylu.
Żeby wejść na spotkanie z Nortonem i jego operatorem Dickiem Popem, jakie odbywało się w kinie Cinema City, trzeba było ustawić się w kolejce przynajmniej godzinę wcześniej. Norton jest reżyserem i producentem filmu, gra w nim również główną rolę. Zdjęcia kręcono w Nowym Jorku, który dzisiaj wygląda zupełnie inaczej niż 70 lat temu. Dick Pope opowiadał, że robił bardzo ciasne ujęcia, potem obraz uzupełniano komputerowo.
„Osierocony Brooklyn” miał budżet 26 mln dolarów, a w jego obsadzie są - obok Nortona - wielkie gwiazdy, m.in Bruce Willis, Alec Baldwin, Willem Dafoe.
— Wszyscy grali za minimalne stawki. Bo spodobał im się scenariusz. Będę miał wobec nich dług wdzięczności do końca życia — przyznaje Norton.