„Absolwent” wzmocnił jeszcze jego pozycję, przynosząc mu Oscara i Złoty Glob za reżyserię. Przede wszystkim jednak dla całego pokolenia, nie tylko zresztą za oceanem, stał się dziełem kultowym. Jednym z najważniejszych manifestów kontestacji, przepełnionym ironicznym spojrzeniem na amerykańską klasę średnią lat 60. Historia świeżo upieczonego absolwenta college’u, uwodzącej go dojrzałej pani domu i jej córki, która — zakochana w chłopaku — nie zdaje sobie sprawy, że jest rywalką własnej matki, w chwili premiery uznana została za bardzo śmiałą pod względem obyczajowym. Oczywiście dzisiaj nie wydaje się już „rewolucyjna”.

„Absolwent” jest filmem, który wzniósł na wyżyny Mike’a Nicholsa, ale też wylansował nową gwiazdę amerykańskiego kina — Dustina Hoffmana. Aktor wywodził się, podobnie jak Nichols, z teatru. W 1965 roku dostał nagrodę Obi jako najlepszy aktor off-Broadwayu za kreację w sztuce „The Journey of the Fifth Horse”. Rok później zebrał znakomite recenzje za występ w brytyjskiej farsie „Eh?”. I właśnie w tej sztuce zobaczył go Nichols, a ogromny sukces „Absolwenta” z dnia na dzień uczynił z Hoffmana gwiazdę. A raczej antygwiazdę, bo aktor stworzył na ekranie typ bohatera - człowieka nerwowego, dalekiego od klasycznych kanonów urody, niewysportowanego. Zaprzeczenie filmowego herosa. Ale publiczność miała w tamtym czasie dość przystojniaków, a trzydziestoletni już wówczas aktor rewelacyjnie zagrał młodego mężczyznę, który wyrywa się spod wpływu rodziny szukając własnej tożsamości. Po tym sukcesie Hoffman trafił na okładkę „Time’u” jako przedstawiciel nowej generacji.

Czy dzisiaj „Absolwent” ma wartość wyłącznie jako kawałek historii kina i zapis atmosfery końca lat 60.? Warto się przekonać samemu.