Kardiologia powinna zyskać odrębną podsieć

Powinna powstać podsieć ośrodków kardiologii inwazyjnej, kardiochirurgii i chirurgii naczyniowej – mówi prof. Adam Witkowski.

Aktualizacja: 29.03.2017 20:56 Publikacja: 29.03.2017 20:33

Kardiologia powinna zyskać odrębną podsieć

Foto: Fotorzepa, Jerzy Dudek

Rz: Na ostatnim posiedzeniu sejmowej Komisji Zdrowia padły zapewnienia, że małe ośrodki kardiologii interwencyjnej nie zostaną wyrzucone poza sieć szpitali.

Prof. Adam Witkowski: Z Sejmu wyszliśmy podbudowani, bo zarówno wiceminister zdrowia Piotr Gryza, jak i prezes Narodowego Funduszu Zdrowia Andrzej Jacyna zapewniali, że chcą postępować zgodnie z wytycznymi polskiego i europejskiego towarzystwa kardiologicznego, które mówią, że dla zachowania bezpieczeństwa potrzebna jest jedna pracownia hemodynamiczna na 200–250 tys. mieszkańców. Z map rozmieszczenia pracowni w Polsce wynika, że w wielu województwach dominują prywatne ośrodki kardiologii interwencyjnej, a w pozostałych te publiczne nie zabezpieczają wszystkich chorych, bo znajdują się głównie w dużych miastach, do których nie da się szybko dojechać z odległych krańców województwa. A w przypadku zawału serca czas dotarcia do pracowni i udrożnienia naczynia nie powinien przekroczyć 30 min. Konieczne więc będzie zakontraktowanie tych świadczeń w ośrodkach niepublicznych.

Czy kardiolodzy dostali konkretne gwarancje?

Wiemy, że niektóre ośrodki wejdą do sieci dzięki połączeniu sił z większymi szpitalami. Od 30 do 40 ośrodków kardiologii interwencyjnej znajdzie się poza siecią, ale Fundusz kupi od nich zabiegi. To jednak deklaracje prezesa Jacyny, a reprezentowana przez niego firma, czyli NFZ, ma zniknąć 1 stycznia 2018 r. Na razie usłyszeliśmy, że na zakontraktowanie tych świadczeń NFZ przeznaczy środki w wysokości 9 proc. obecnego budżetu na hospitalizację, które mają zostać rozdzielone w konkursach. Mają to być sumy porównywalne z tymi, jakie dotychczas przeznaczał na mniejsze ośrodki kardiologii interwencyjnej. Zapewnienie było budujące, tyle że nie przełożyło się na zapisy w ustawie. Istnieje przepis, że na wniosek dyrektora oddziału wojewódzkiego NFZ i za zgodą ministra w uzasadnionych przypadkach do sieci może zostać włączony ośrodek, który nie spełnia wszystkich wymagań. Nigdzie jednak nie pojawiła się kardiologia inwazyjna, a w piątek minister Konstanty Radziwiłł powiedział w Sejmie, że szpitale dzieli na prawdziwe i nieprawdziwe – w domyśle małe, monoprofilowe, a zatem prywatne. I że sieć będzie się składać tylko ze szpitali prawdziwych. Tymczasem prywatne ośrodki leczą prawdziwych pacjentów.

Resort nie kryje niechęci do prywatnych inwestorów, którzy, jego zdaniem, zarabiając na wysoko wycenionych procedurach, „wybierali rodzynki z ciasta". Były wiceminister zdrowia Bolesław Piecha powiedział, że inwestorzy przeszacowali, bo nikt im nie obiecywał, że zawsze będzie świecić słońce.

Ale też nie mogli przewidzieć, że zmiana opcji politycznej spowoduje zmianę reguł gry w gospodarce. Spodziewali się, że podobnie jak w innych państwach europejskich polityka wobec inwestycji publicznych i prywatnych będzie stabilna. Wystarczy wskazać choćby Włochy, gdzie opcja polityczna się zmienia, ale gospodarka pozostaje niewzruszona. Skoro poprzednie rządy zachęcały do zainwestowania środków w sektor medyczny i dawały mu gwarancję rozwoju, kolejny rząd nie powinien jednym ruchem tych gwarancji cofać. To właśnie inwestorzy prywatni zapewnili dostęp do procedur ratujących życie mieszkańcom mniejszych miast i regionów, w których szpitali publicznych nie stać było na pracownię. I sprawili, że Polska znalazła się w europejskiej czołówce pod względem leczenia zawałów. Z Ogólnopolskiego Rejestru Kardiologii Inwazyjnej wynika, że w Polsce mamy 58 niepublicznych cathlabów, które przeprowadzają prawie 40 tys. zabiegów angioplastyki wieńcowej, stanowiąc bardzo silne wsparcie dla ośrodków publicznych. Z naszych analiz wynika, że duże ośrodki publiczne w większości leczą chorych ze stabilną chorobą wieńcową. Ale w tej sytuacji najważniejsze jest zdrowie i życie pacjentów.

W Sejmie kardiolodzy postulowali utworzenie odrębnej kategorii ośrodków kardiologii, kardiochirurgii i chirurgii naczyniowej.

Powinna powstać osobna podsieć złożona z ośrodków kardiologii interwencyjnej, kardiochirurgii i chirurgii naczyniowej, podobna do zapisanej w ustawie kategorii szpitali onkologicznych, pulmonologicznych i pediatrycznych. Choroby sercowo-naczyniowe są nadal pierwszą przyczyną zgonów wśród Polaków. Zawał mięśnia sercowego, udar mózgu i krytyczne niedokrwienie tętnic kończyn dolnych mają wspólną przyczynę, którą jest miażdżyca, i powinny być leczone w sposób zintegrowany. To są ci sami chorzy, którzy mają miażdżycę na różnych poziomach – w naczyniach serca, mózgu i kończyn dolnych. W Polsce powinny powstać specjalne ośrodki leczenia pacjentów z udarem i niedokrwieniem tętnic kończyn dolnych, by zapobiegać zgonom, niewydolności serca, paraliżom i amputacjom kończyn, których w Polsce wykonuje się więcej niż gdziekolwiek w Europie. Rośnie też liczba chorych z cukrzycą, zagrożonych każdym z tych powikłań, i chorych z roczników 1940, 50 i 60, którzy się starzeją, wychodzą z rynku pracy i zasilą szeregi emerytów i rencistów, którzy będą chorymi ludźmi leczonymi na choroby układu sercowo-naczyniowego, a w drugiej kolejności onkologicznie.

CV

Prof. Adam Witkowski jest kierownikiem Kliniki Kardiologii i Angiologii Interwencyjnej Instytutu Kardiologii w Aninie

Rz: Na ostatnim posiedzeniu sejmowej Komisji Zdrowia padły zapewnienia, że małe ośrodki kardiologii interwencyjnej nie zostaną wyrzucone poza sieć szpitali.

Prof. Adam Witkowski: Z Sejmu wyszliśmy podbudowani, bo zarówno wiceminister zdrowia Piotr Gryza, jak i prezes Narodowego Funduszu Zdrowia Andrzej Jacyna zapewniali, że chcą postępować zgodnie z wytycznymi polskiego i europejskiego towarzystwa kardiologicznego, które mówią, że dla zachowania bezpieczeństwa potrzebna jest jedna pracownia hemodynamiczna na 200–250 tys. mieszkańców. Z map rozmieszczenia pracowni w Polsce wynika, że w wielu województwach dominują prywatne ośrodki kardiologii interwencyjnej, a w pozostałych te publiczne nie zabezpieczają wszystkich chorych, bo znajdują się głównie w dużych miastach, do których nie da się szybko dojechać z odległych krańców województwa. A w przypadku zawału serca czas dotarcia do pracowni i udrożnienia naczynia nie powinien przekroczyć 30 min. Konieczne więc będzie zakontraktowanie tych świadczeń w ośrodkach niepublicznych.

Pozostało 81% artykułu
2 / 3
artykułów
Czytaj dalej. Subskrybuj
Materiał partnera
Raport ZUS: stabilna sytuacja Funduszu Ubezpieczeń Społecznych
Materiał Promocyjny
Co czeka zarządców budynków w regulacjach elektromobilności?
Biznes
ZUS: 13. emerytury trafiły już do ponad 6 mln osób
Biznes
Premier Australii o Elonie Musku: Arogancki miliarder, który myśli, że jest ponad prawem
Biznes
Deloitte obserwuje dużą niepewność w branży chemicznej
Biznes
Donald Tusk powoła rzecznika małych i średnich firm. Nieoficjalnie: Kandydatem Artur Dziambor