– Przez najbliższe pięć lat sieć szkół będzie się dostosowywać do reformy. To ewolucja – tłumaczyła na wtorkowej konferencji Anna Zalewska, minister edukacji narodowej.
Dla rodziców uczniów, którzy chodzą już do szkoły podstawowej, ewolucja oznacza, że nie mogą być pewni, że ich dzieci będą kontynuować naukę w tej samej szkole. I nie dotyczy to tylko obecnych szóstoklasistów, którzy zamiast do gimnazjum pójdą do siódmej klasy szkoły podstawowej. Przepisy dają samorządom dużą swobodę. Dotyczy to wszystkich uczniów klas IV–VIII w latach szkolnych 2017/2018–2021/2022 w szkołach, w których prowadzi się co najmniej po dwa oddziały na danym poziomie.
Oznacza to, że w najbliższych latach uczniowie, którzy zakończyli nauczanie początkowe, mogą być dowolnie przenoszeni do podstawówek utworzonych w budynkach gimnazjów. Prawo pozwala na przenoszenie pojedynczych uczniów, niekoniecznie całych klas. Zasada ta działać będzie też w drugą stronę. O przeniesienie będą mogli poprosić rodzice. Dyrektor nie będzie miał jednak obowiązku przyjąć ich dziecka.
Samorząd będzie mógł zadecydować też, że w części szkół podstawowych nie prowadzi oddziałów danej klasy. Wskaże wówczas inną placówkę, w której uczeń ma wykonywać obowiązek szkolny.
– Wprowadzając reformę, ministerstwo podawało argument, że dzieciom nie należy zmieniać środowiska. A zgodnie z nowymi przepisami dzieci będą przenoszone bez zgody rodziców do innej placówki. Na przykład dziewięciolatki będą mogły zostać przeniesione do innej, odległej szkoły, niekoniecznie tej, w której uczy się ich rodzeństwo. I chodzić do jednej placówki z gimnazjalistami – mówi Dorota Łoboda ze Stowarzyszenia Rodzice Przeciwko Reformie Edukacji. Dodaje jednak, że takie sytuacje zapewne nie będą częste, bo samorządy będą się starać, by reformę wprowadzić z jak najmniejszą szkodą dla dzieci.