Michał Płociński: Wzmocniony PISM. Teraz wzmocnijmy polską narrację

Dobrze, że w rządzie myśli się o tym, by politykę zewnętrzną kierować wreszcie... na zewnątrz. Bo ta obliczona na wyborcze profity w kraju zdecydowanie nam nie służyła.

Aktualizacja: 16.09.2019 13:21 Publikacja: 16.09.2019 12:08

W środę Sejm przegłosował nowelizację ustawy o Polskim Instytucie Spraw Międzynarodowych

W środę Sejm przegłosował nowelizację ustawy o Polskim Instytucie Spraw Międzynarodowych

Foto: Fotorzepa, Jerzy Dudek

W środę Sejm przegłosował nowelizację ustawy o Polskim Instytucie Spraw Międzynarodowych, umożliwiając PISM tworzenie zagranicznych oddziałów. Nieoficjalnie wiadomo, że w planie jest powstanie dwóch ekspozytur – w Brukseli i Waszyngtonie. To dobry krok, by wiodący rządowy think tank mocniej wyszedł z ekspercką wiedzą poza kraj, mógł aktywniej naświetlać nasze racje w międzynarodowej debacie i służyć wsparciem polskiej administracji za granicą. Tak przecież działają podobne think tanki poważnie traktowanych na świecie państw.

Polityce zewnętrznej – szeroko pojmowanej – prowadzonej przez PiS słusznie się zarzuca, że jest prowadzona pod presją sondażowego poparcia w kraju i tak naprawdę w dużym stopniu obliczona jest na wyborcze profity, odpowiadając na potrzeby często skrajnych części elektoratu, czego dramatycznym przykładem była nowelizacja ustawy o IPN, skutkująca kryzysem w relacjach z Izraelem i USA. Dobrze by więc było, gdyby zagraniczne oddziały PISM rzeczywiście wzmocniły tę część polityki zewnętrznej, która jednak prowadzona jest na poważnie. I mowa nie tylko o dorobku eksperckim dotyczącym stosunków międzynarodowych czy nawet szerzej – polityce zagranicznej, ale też o tzw. polityce pamięci, nazywanej często „historyczną”.

Polityka pamięci

Potrzeba prowadzenia spójnej polityki pamięci coraz rzadziej jest podważana. Jeśli jednak ktoś nadal nie rozumie jej wagi, powinien zapoznać się np. z wyczerpującym opracowaniem dr. hab. Michała Łuczewskiego z Uniwersytetu Warszawskiego pt. „Kapitał moralny. Polityki historyczne w późnej nowoczesności”. Zresztą nasi zachodni sąsiedzi taką politykę w bardzo profesjonalny sposób prowadzą od co najmniej pół wieku, o czym też są już poważne prace naukowe – Instytut Pileckiego przetłumaczył i wydał niedawno „Lęk przed Holocaustem. Republika Federalna Niemiec a amerykańska pamięć o Holocauście od lat 70. XX wieku”, gdzie niemiecki historyk Jacob S. Eder dokładnie opisuje, jak umiejętnie RFN wpływała na amerykańską debatę o II wojnie światowej.

Ogólnie rzecz biorąc, polski rząd zdaje się rozumieć mechanizmy rządzące współczesnymi stosunkami międzynarodowymi, a także współzależność polityki zagranicznej i polityki pamięci, która powinna być skierowana przede wszystkim na zewnątrz. Trudno nie docenić punktowych działań podejmowanych w różnych dziedzinach. Jeśli chodzi o naukę, powstał wymieniony już Instytut Pileckiego, a wcześniej Ośrodek Badań nad Totalitaryzmami, dzięki którym badacze z całego świata mają dostęp do ogromnej bazy przetłumaczonych na angielski informacji źródłowych. Zresztą Instytut Pileckiego również ma już zagraniczną ekspozyturę – w poniedziałek otwarty został oddział w Berlinie.

Resort kultury dostrzega potrzebę, by kluczowe instytucje pamięci przedstawiały spójną wizję polskiej historii i odpowiadały na wyzwania międzynarodowej debaty. MSZ również jest wyczulone na te kwestie. W końcu trudno dziś sobie wyobrazić, by ambasador RP nie zaprotestował, gdy w jakimś kraju pada stwierdzenie o „polskich obozach śmierci”. Zaś jeśli chodzi o międzynarodową współpracę kulturalną, warto docenić prężnie działającą Europejską Sieć Pamięć i Solidarność, finansowaną przez różne kraje, ale której sekretariat ma siedzibę w Warszawie. Jednym zdaniem, PiS mocno stawia na wzmocnienie polskiej narracji – politycznej, historycznej i kulturowej. Trudno jednak uznać, że wszystkie te działania tworzą spójną politykę.

Miękkie narzędzia wpływu

Rządowi można zarzucić brak konsekwencji i pewnej politycznej subtelności, koniecznej w realizowaniu tzw. miękkich narzędzi wpływu. Nie wiadomo, w jaki sposób nasza wizja historii ma się przebić w międzynarodowej debacie historycznej, skoro głównym tematem dyskutowanym na międzynarodowych konferencjach jest polityka kadrowa w polskich muzeach – wcześniej w gdańskim Muzeum II Wojny Światowej, a ostatnio w warszawskim Polin. Na każdym kroku widać też problemy tzw. Polski resortowej. O ile zawsze będą dziedziny sporne między MSZ i MKiDN, o tyle dochodzą tu jeszcze ambicje tzw. ośrodka prezydenckiego i silnych wewnątrzpartyjnych grup chcących mieć wpływ na przydzielanie stanowisk w różnych instytucjach. Dlatego nie dziwi, że z instytucji realizujących politykę pamięci coraz częściej słychać głosy o potrzebie większej koordynacji działań.

Do tego pozostaje jeszcze szara strefa pamięci, nad którą właściwie nikt nie panuje. Dość wspomnieć, że licznie odwiedzane przez zagranicznych turystów Muzeum Wilczy Szaniec, czyli kwatera główna Adolfa Hitlera w latach 1941–1944, podlega... miejscowemu nadleśnictwu (Srokowo), a więc w praktyce resortowi środowiska. Może dlatego od lat jest tam tablica pamięci Stauffenberga i „innych, którzy stawiali opór dyktaturze hitlerowskiej”, postawiona, uwaga, przez dzieci Stauffenberga. W Niemczech próbuje się robić z niego bohatera, ale dla nas jest on przecież zbrodniarzem odpowiedzialnym za ludobójstwo we wrześniu 1939 r.

Instytucja koordynująca

Wiele razy słyszałem, że w rządzie trwa debata nad utworzeniem jakiejś instytucji koordynującej wszystkie wyżej wymieniane kwestie. Problem w tym, że o ile ostatnio w ogóle cokolwiek tu się zmienia, o tyle raczej na korzyść Polski resortowej. Skoro więc wciąż nie ma takiego koordynatora, można się obawiać, że po prostu nikt nie chce oddać swoich resortowych wpływów.

Może jednak szansą na większą kontrolę choć części polityki zewnętrznej jest właśnie nowelizacja ustawy o Polskim Instytucie Spraw Międzynarodowych. Może wzmocniony zagranicznymi oddziałami PISM przyjmie na siebie większą odpowiedzialność za tę jej część, która realizowana jest w ramach różnych instytucji eksperckich – nie tylko rządowych, ale też fundacji wspomaganych publicznymi pieniędzmi. W końcu takowe pełnią kluczową rolę np. w niemieckiej polityce pamięci. Najpierw jednak nowela musi przejść przez Senat, a instytut rzeczywiście otworzyć biura w Brukseli i Waszyngtonie, na co na razie nawet nie przewidziano odpowiedniego finansowania.

W każdym razie dobrze, że w rządzie myśli się o tym, by polską narrację kierować bardziej na zewnątrz. W zglobalizowanym świecie oczywiście globalizuje się również szeroko rozumiana debata polityczna. Nasz udział w niej i wpływ na nią wciąż jest niestety bardzo niewielki.

W środę Sejm przegłosował nowelizację ustawy o Polskim Instytucie Spraw Międzynarodowych, umożliwiając PISM tworzenie zagranicznych oddziałów. Nieoficjalnie wiadomo, że w planie jest powstanie dwóch ekspozytur – w Brukseli i Waszyngtonie. To dobry krok, by wiodący rządowy think tank mocniej wyszedł z ekspercką wiedzą poza kraj, mógł aktywniej naświetlać nasze racje w międzynarodowej debacie i służyć wsparciem polskiej administracji za granicą. Tak przecież działają podobne think tanki poważnie traktowanych na świecie państw.

Pozostało 92% artykułu
2 / 3
artykułów
Czytaj dalej. Subskrybuj
Kraj
Ćwiek-Świdecka: Nauczyciele pytają MEN, po co ta cała hucpa z prekonsultacjami?
Kraj
Sadurska straciła kolejną pracę. Przez dwie dekady była na urlopie
Kraj
Mariusz Kamiński przed komisją ds. afery wizowej. Ujawnia szczegóły operacji CBA
Kraj
Śląskie samorządy poważnie wzięły się do walki ze smogiem
Kraj
Afera GetBack. Co wiemy po sześciu latach śledztwa?