Czy warto bać się rządów Donalda Trumpa?

Wybory w Stanach Zjednoczonych mogą przynieść podobne skutki jak brexitowe referendum – najpierw szok na giełdach, później uspokojenie.

Aktualizacja: 06.11.2016 18:36 Publikacja: 06.11.2016 15:41

Czy warto bać się rządów Donalda Trumpa?

Foto: PAP/EPA

Ewentualne zwycięstwo wyborcze kandydata republikanów Donalda Trumpa jest obecnie uznawane przez inwestorów za jeden z głównych czynników ryzyka na rynkach. Po tym, jak jego demokratyczna kontrkandydatka Hillary Clinton zasłabła podczas uroczystości z okazji 15. rocznicy zamachu na WTC, giełdy zareagowały ostrą wyprzedażą. Gdy podczas pierwszej debaty przedwyborczej Hillary wypadła lepiej, niż się spodziewano, reakcją były zwyżki na giełdach (choć wkrótce skorygowane za sprawą kłopotów europejskich banków) oraz umocnienie peso meksykańskiego – waluty będącej „barometrem" szans wyborczych Trumpa.

Republikański kandydat, choć jest przedsiębiorcą z majątkiem sięgającym blisko 4 mld USD, nie cieszy się dużym poparciem na Wall Street. Świadczy o tym choćby to, że pracownicy dużych banków i funduszy o wiele chętniej wpłacają datki na kampanię pani Clinton niż na jego fundusz wyborczy. Trump nie jest też zbyt lubiany w Dolinie Krzemowej. Pod listem otwartym atakującym jego kandydaturę podpisali się m.in. Steve Wozniak, jeden z założycieli koncernu Apple, i Dustin Moskovitz, współzałożyciel Facebooka. Nie jest też żadną tajemnicą, że mainstreamowe amerykańskie media mocno się zaangażowały po stronie Hillary Clinton. Trump jest powszechnie uznawany za bardzo nieprzewidywalnego kandydata, który ma sobie za nic polityczną poprawność, mówi to, co myśli, i nie wierzy w dogmaty wtłaczane Amerykanom do głów przez establishment. Taki wizerunek wystarcza, by wokół możliwej wygranej wyborczej Trumpa budowano apokaliptyczne scenariusze dla gospodarki i rynków. Czy jednak jest się rzeczywiście czego bać?

Niechęć i niepewność

Trump nie jest lubiany przez wielki biznes oraz wielu ekonomistów głównie dlatego, że zapowiada politykę mogącą oznaczać powrót do handlowego protekcjonizmu. Traktaty o wolnym handlu, takie jak NAFTA, za jego rządów mogą zostać poddane rewizji, a Chiny mogą oberwać cłami karzącymi je za manipulowanie kursem juana. Co prawda regulacje i prawo podatkowe mają zostać zmienione tak, by amerykańskie spółki miały zachęty do przenoszenia produkcji z powrotem do USA, ale restrykcje wymierzone w imigrację mogą zmniejszyć im dopływ taniej siły roboczej. Program gospodarczy Trumpa jest tak skonstruowany, że spotyka się z krytyką ekonomistów reprezentujących szerokie spektrum poglądów od prawa do lewa.

– Hillary Clinton jest bez porównania lepsza od Trumpa, który reprezentuje sobą zagrożenie dla gospodarki i podstawowych wartości kraju – grzmi Joseph Stiglitz, ekonomiczny noblista, szef Rady Doradców Gospodarczych prezydenta Clintona.

– Poznałem każdego prezydenta od czasów Richarda Nixona. Każdy z nich wykazywał prawdziwe zrozumienie gospodarki oraz stosunków międzynarodowych. Donald Trump nie wykazuje tego zrozumienia i wygląda na to, że nie jest tym zmartwiony – ocenia Martin Feldstein, szef Rady Doradców Gospodarczych prezydenta George'a W. Busha.

Obecnie żyje 45 ekonomistów, którzy wchodzą bądź wchodzili w skład prezydenckich Rad Doradców Gospodarczych. Najstarsi z nich doradzali jeszcze Nixonowi. Żaden z tych ekonomistów nie udzielił poparcia Trumpowi (choć spośród 23 ekonomistów powiązanych z republikanami aż 17 nie chciało się przyznać, kogo popierają), za to 14 poparło Hillary Clinton.

Powstają też dość alarmistyczne analizy dotyczące ewentualnych skutków polityki gospodarczej Trumpa. W czerwcu firma Moody's Analytics przedstawiła raport ostrzegający, że w przypadku zwycięstwa Trumpa i spełnienia przez niego obietnic wyborczych gospodarka USA wejdzie w długoletnią recesję, podczas której 3,5 mln ludzi straci pracę. We wrześniu analitycy Oxford Economics ostrzegli, że jeśli Trump swoje obietnice wyborcze wcieli w życie, to gospodarka USA będzie w 2021 r. aż o 1 bln USD mniejsza, niż gdyby tego nie zrobił. Według Oxford Economics wzrost gospodarczy w USA może w 2019 r. zwolnić do zera. Analitycy Daiwa Capital Markets wyliczyli zaś, że jeśli administracja Trumpa podwyższy cła na chińskie produkty, to chińska gospodarka może stracić na tym od 1,75 proc. PKB do blisko 5 proc. PKB. Tego typu spowolnienie odczułaby też reszta świata, a szczególnie rynki surowcowe.

Ale słychać i mniej katastroficzne opinie. Analitycy Morgan Stanley wskazują, że administracja Trumpa może pobudzić amerykańską gospodarkę, jeżeli przeprowadzi obiecane obniżki podatków, a protekcjonizm handlowy ograniczy jedynie do retoryki politycznej.

– Wybory prezydenckie z Trumpem w roli głównej nie tyle wiążą się z ponurymi konsekwencjami jego zwycięstwa, ile z szeroką niepewnością odnośnie do tego, co będzie, gdy Trump zadomowi się w Białym Domu. Obecnie trudno jest ocenić, ile z jego deklaracji dotyczących ekspansji fiskalnej i izolacji handlowej faktycznie wejdzie w życie. Oczywiście w każdym z tych aspektów Kongres może stanąć na drodze planom Trumpa (przy sprzeciwie nawet samych republikanów), ale to, czego rynki przede wszystkim nie lubią, to niepewność – wskazuje Konrad Białas, główny ekonomista TMS Brokers.

Nadzieja kontra strach

Niepewność związana z programem Trumpa może skutkować zwiększoną zmiennością na światowych rynkach.

– Dyskontowanie podwyższonego ryzyka pogorszenia warunków gospodarczych może rozpocząć się jeszcze na kilka tygodni przed wyborami (klasyczne „kupuj plotki"). Po ogłoszeniu wyniku wyborów zwycięstwo Clinton powinno przynieść rajd ulgi, ale w przypadku triumfu Trumpa możemy mieć szok na wzór tego po ogłoszeniu wyników brytyjskiego referendum w sprawie wyjścia z Unii Europejskiej. W takim wypadku tąpnięcie indeksów giełdowych będzie krótkotrwałe z szybkim odbiciem albo zagości na dłużej – prognozuje Białas.

Ewentualne zwycięstwo Trumpa jest często stawiane na równi z Brexitem wśród największych politycznych czynników ryzyka dla światowych rynków. Są zresztą pewne podobieństwa między decyzją wyborczą Brytyjczyków a obecną kampanią prezydencką w USA. W Wielkiej Brytanii rząd i spora część establishmentu opowiadały się za pozostaniem kraju w Unii Europejskiej. Miały w tym wsparcie europejskich elit, wielkiego biznesu oraz opiniotwórczych mediów. Analitycy snuli wizję katastrofy, jaką przyniesie Brexit. Sondaże wskazywały, że w referendum zwycięży obóz opowiadający się za pozostaniem w UE. Mimo to Brytyjczycy zagłosowali za opuszczeniem Wspólnoty. Pierwszą reakcją rynków była ostra przecena na światowych giełdach i wyprzedaż funta, ale po kilku dniach sytuacja się uspokoiła. Indeksy szybko odrobiły straty, skutki brexitowej niepewności dla gospodarki okazały się bardzo ograniczone, a nowy brytyjski rząd bardzo opieszale się zabrał się za „wychodzenie z Unii". Tak samo może być z wygraną Trumpa – kontrowersyjny miliarder zwycięży wbrew sondażom i elitom, wywoła to początkowy szok na rynkach, ale później giełdy się uspokoją.

Trump nie będzie przecież rządził sam. Umowy międzynarodowe, takie jak np. renegocjacja traktatu NAFTA, muszą być zatwierdzane przez Senat. Podobnie wiele innych inicjatyw nowego prezydenta będzie wymagało zgody Kongresu, który może stępić ich ostrze. Relacjami z Kongresem oraz establishmentem Partii Republikańskiej będzie zajmował się najprawdopodobniej wiceprezydent. Mike Pence, republikański kandydat na to stanowisko, to zaś polityk o wyważonych poglądach. Wskazuje, że będzie dążył do modelu wiceprezydentury takiej jak u Dicka Cheneya, czyli takiej, w której wiceprezydent jest silny i w wielu dziedzinach faktycznie ustala politykę administracji. To, że tacy znani republikańscy politycy jak Dick Cheney, Donald Rumsfeld, Rudy Giuliani, Chris Christie czy nawet Ted Cruz udzielili poparcia Trumpowi, wskazuje, że dawne bushowskie kadry będą starały się mocno wpływać na politykę jego administracji.

Trzeba również brać pod uwagę to, że duża część kontrowersyjnych wypowiedzi Trumpa to czysta retoryka wyborcza. Amerykanie są zmęczeni wojnami prowadzonymi przez Busha i Obamę, porażkami w polityce zagranicznej, islamskim terroryzmem, nielegalną imigracją, rosnącą przestępczością, nieustannymi próbami ograniczenia im dostępu do broni palnej, absurdami poprawności politycznej, zbyt wolnym ożywieniem gospodarczym i przenoszeniem miejsc pracy z USA do Meksyku. Tęsknią do potężnej i zasobnej Ameryki z czasów Reagana, a taki showman jak Trump umie w odpowiedni sposób snuć wizję powrotu do tamtych złotych czasów. To, czy zdoła je przywrócić, to już zupełnie inna kwestia.

Ewentualne zwycięstwo wyborcze kandydata republikanów Donalda Trumpa jest obecnie uznawane przez inwestorów za jeden z głównych czynników ryzyka na rynkach. Po tym, jak jego demokratyczna kontrkandydatka Hillary Clinton zasłabła podczas uroczystości z okazji 15. rocznicy zamachu na WTC, giełdy zareagowały ostrą wyprzedażą. Gdy podczas pierwszej debaty przedwyborczej Hillary wypadła lepiej, niż się spodziewano, reakcją były zwyżki na giełdach (choć wkrótce skorygowane za sprawą kłopotów europejskich banków) oraz umocnienie peso meksykańskiego – waluty będącej „barometrem" szans wyborczych Trumpa.

Pozostało 93% artykułu
2 / 3
artykułów
Czytaj dalej. Subskrybuj
Dane gospodarcze
Gospodarka USA rozczarowała. Słaby wzrost PKB w pierwszym kwartale
Dane gospodarcze
Lepsze nastroje w niemieckiej gospodarce. Najgorsze już minęło?
Dane gospodarcze
Węgrzy znów obniżyli stopy procentowe
Dane gospodarcze
Mniejsza szara strefa. Ale rynku alkoholi to nie dotyczy
Dane gospodarcze
GUS: płace wciąż rosną. Z zatrudnieniem nie jest tak dobrze