Jeszcze w czwartek, dzień przed publikacją przez GUS danych o wzroście PKB w II kwartale, wiceminister rozwoju Jerzy Kwieciński deklarował, że realizacja tego założenia jest możliwa.
– Osiągnięcie wzrostu rzędu 3,8 proc. wymagałoby, aby w II półroczu wzrost przyspieszył do 4,5 proc., co z dzisiejszej perspektywy wydaje nam się nieosiągalne – mówi Marcin Mazurek, ekonomista z mBanku. – Wyniki za I półrocze oznaczają, że nawet przy spodziewanej poprawie koniunktury w kolejnych dwóch kwartałach wzrost gospodarczy w całym roku nie przekroczy 3,4 proc. – wtóruje mu Grzegorz Maliszewski, główny ekonomista Banku Millennium.
Działa jeden silnik
W II kwartale produkt krajowy brutto Polski powiększył się o 3,1 proc. rok do roku, po wzroście o 3 proc. w poprzednim kwartale. Ten odczyt nie okazał się dużo gorszy od oczekiwań ekonomistów, którzy przeciętnie spodziewali się przyspieszenia wzrostu PKB do 3,2–3,3 proc. Ale te prognozy były w ostatnich tygodniach, wraz z napływem miesięcznych danych z II kwartału, rewidowane w dół.
Jeszcze w czerwcu ekonomiści powszechnie sądzili, że spowolnienie wzrostu w I kwartale – z 4,3 proc. w IV kwartale ub.r. – to przejściowy efekt zastoju w inwestycjach, związanego z opóźnieniami w uruchamianiu funduszy z budżetu unijnego na lata 2014–2020. Oczekiwali wtedy, że w II kwartale PKB powiększy się o 3,5 proc., a w kolejnych kwartałach wzrost będzie jeszcze przyspieszał.
Dane o strukturze wzrostu gospodarki w minionym kwartale GUS opublikuje pod koniec miesiąca. Za rozczarowujący odczyt PKB prawdopodobnie odpowiada drugi z rzędu spadek wartości nakładów inwestycyjnych.